Lekcję minęły dość szybko. Po
dzwonku udałam się na tyły szkoły. Maxa jeszcze nie było, więc
usiadłam na schodkach. Ciekawiło mnie, kim byłam, i dlaczego ja? Może
zostałam jakoś wybrana, może jestem jakaś super silna. Przez
głowę przelatywało mi tysiące takich myśli. Po dłuższej chwili
dostrzegłam Maxa. Usiadł tuż obok mnie. Uśmiechał się.
Spojrzałam na niego, unosząc brwi.
- Jesteś ciekawa, co? - zapytał, a ja pokiwałam głową na znak zgody. - Przykro mi cię informować o tym w taki sposób, ale jesteś wpadką.
- Wpadką? To jakaś specjalna jednostka czy co?
Popatrzył się na mnie, a w jego oczach ujrzałam smutek.
- Jesteś prawdziwą wpadką. Nikt nie ma pojęcia, skąd masz moce. To musiał być jeden wielki wypadek.
Mój świat się załamał. Od zawsze marzyłam, aby być kimś wyjątkowym. Wiecie, niby jesteś zwykły dzieciakiem, podobnym do masy innych, aż tu pewnego dnia okazuję się, że zostałeś stworzony by czynić wielkie rzeczy. Milczałam. Nie wiem, czy chciałam wiedzieć coś więcej. Max przesuwa się bliżej mnie, chwyta palcami za mój podbródek i kieruję moją twarz w jego stronę.
- Co nie znaczy, ze nie możesz być wyjątkowa.
Jego słowa dodały mi otuchy. Uśmiechnęłam się, a ten znów wrócił do dawnej pozy.
- Istniejemy od tysięcy lat. Nikt nie wie, skąd pochodzimy, ani dlaczego tacy jesteśmy. Starsi hodują coś takiego, jak oślizgłe jaja. Nazywane są one harpami. Istnieją także Zwiadowcy, stworzeni do wyszukiwania dzieci, które mają dość dobre kontakty z naturą. Hm, jakby ci to powiedzieć. Dzieci, które kochają pszczółki, kwiatki i tym podobne. Gdy dziecko skończy siedemnaście lat jest łączone z harpem. Objawy połączenia są dość bolesne, nie każdy po połączeniu przeżywa. Tobie akurat się udało, i to bez niczyjej pomocy, co można uznać za wielki plus.
Dzięki za pocieszenie.
- A co oznacza lis na moim ramieniu? - wskazałam palcem na tatuaż.
- Oh, to jest twoje magiczne stworzenie, coś jak kucyk pony.
- Ha ha, śmieszne.
- Te stworzenia nazywane są duralami. Pomagają ci one złączyć się z naturą. Są twoją obroną. Przywiązane na wieczność do twojej duszy potrafią stać się najlepszym przyjacielem.
- A jak wytłumaczyć to, ze podpaliłam koszulkę mojego ojczyma?
- Co zrobiłaś? - zapytał ze zdziwieniem chłopak.
Może to tylko mi się wydawało? Tak, na pewno...
- Nic, pomieszało mi się coś.
- Jesteś pewna?
- Tak. A jak my jesteśmy nazywani?
- Niektórzy nazywają nas grzybami....
- Dlaczego?
Max zaczął się śmiać.
- Szczerze, to nie mam pojęcia. Jesteśmy Florystami, gdyż mamy dobry kontakt z naturą, co mówię po raz kolejny.
- Yhym, świetnie. Coś jeszcze?
- A co, śpieszy ci się gdzieś?
- Obiecałam mamie, że dziś wrócę wcześniej... - zaczęłam kłamać, gdy nagle przypomniałam sobie o Ethanie i jego propozycji spędzenia wspólnie czasu -... ale chyba się nie obrazi, jak zostanę jeszcze chwilkę.
Chłopak zerknął na mnie podejrzliwie, po czym wstał i wyciągnął do mnie rękę. Teraz ja zerkałam na niego zdezorientowana, ale jego to chyba nie obchodziło, bo bez mojej zgody chwycił mnie za dłoń i pociągnął do góry.
- Głupku, nie zjem cię – powiedział – musisz się czegoś nauczyć, chodź.
Max zaciągnął mnie z powrotem do szkoły.
- Dlaczego akurat tam? - zapytałam się.
- Szybciej dojdziemy do ulicy, a jestem zbyt leniwy, żeby specjalnie obchodzić całą szkołę, jeśli tu mamy taki piękny skrót do wykorzystania.
Idąc tak przez szkołę, trzymając Maxa za rękę czułam się dość dziwnie. Może to przez to, ze praktycznie cała szkoła się na nas gapiła. Postanowiłam nie zwracać na to uwagi. Szłam przed siebie z podniesioną głową. Przechodząc obok cheerleaderek słyszałam szepty i śmiechy. Lecz nie przypominały one wyśmiewania, ale zdziwienie. Zerknęłam na nie, a one wcale się mną nie interesowały. Ich uwagę przykuł Max. Spojrzałam na niego. Wyglądał, jakby to powiedzieć... cudownie. Ten przyłapał mnie na obserwowaniu jego twarz i po raz kolejny dziś roześmiał się.
Gdy wyszliśmy ze szkoły, Max skręcił w ulicę prowadzącą w stronę lasu. Nie pytałam o nic. Kiedy otoczyły nas drzewa, ten puścił moją rękę. Szczerze, wolałabym aby dalej mnie za nią trzymał. Po tej myśli miałam ochotę uderzyć się w głowę, lecz wyszłabym na jeszcze większą idiotkę niż do tej pory. Szliśmy dalej przed siebie, w milczeniu, które wcale mi nie przeszkadzało. Wystarczyło, ze on był obok mnie, a mogłam czuć się spokojnie. W pewnej chwili Max stanął, a ja uderzyłam w jego plecy.
- Ała – powiedziałam.
Po raz kolejny zaszczycił mnie jego uśmiech. Za każdym razem podziwiałam jego naturalność. Chłopak usiadł na ziemi, poklepując miejsce obok siebie. Zasiadłam na wskazanym miejscu.
- Twoim zwierzęciem jest lis. Przywołaj go.
- To dla mnie jak czarna magia – odpowiedziałam szybko. Nie miałam pojęcia, jak wzywać Ivara.
- Wystarczy, ze pomyślisz, a on przybędzie.
- Okej, wydaje się łatwe. Ivar, miło by było gdybyś mógł mnie w tej chwili zaszczycić swoją obecnością.
Nagle przede mną pojawił się srebrny lis.
- Doskonale – powiedział Max. Widziałam, że on się teraz skupiał, ściskając powieki, a gdy je otworzył, spojrzał na mnie – To jest Zuko.
Zaczęłam się rozglądać, lecz niczego nie dostrzegałam. Wlepiłam w niego moja oczy, próbując przekazać, że nie widziałam nic nadzwyczajnego.
- Na serio? - ten zapytał się mnie, widocznie rozczarowany. Wzruszyłam jedynie ramionami.
- Nie umiem nic na to poradzić – odpowiedziałam, zawstydzona swoimi słowami.
- Daj rękę.
- Co?
- Podaj mi swoją rękę – prosił Max. Podałam mu rękę, a ten dotknął opuszkami palców mojej dłoni. - A teraz się skup. Pozwól, aby Zuko wszedł w twoje ciało.
Nie miałam bladego pojęcia, o co gościowi chodzi. Znów popatrzyłam się na niego, niczym mały bezbronny psiak.
- Otwórz drzwi, jak za pierwszym razem.
Zamknęłam oczy i spróbowałam wziąć się w garść. Nie czułam żadnej energii, no może poza energią, która buzowała od Ivara. Prosiłam go, aby na chwilę odszedł. Nagle cała jego siła zniknęła, a ja czułam, jakbym była w pustce. Zaraz po tym wyczułam nową energię. Potężniejszą, silniejszą. Otworzyłam dla niej drzwi, a ta zaczęła miażdżyć moje wnętrze. Nie mogłam złapać powietrza, zaczynałam się dusić. Krew w żyłach zaczęła płynąć szybciej. Próbowałam dotknąć dłonią swojej klatki piersiowej, lecz ta ważyła chyba z tonę. Chciałam wstać, lecz napotykał mnie ten sam problem. Chyba Max postanowił mi pomóc, ale jego dotyk palił mnie jeszcze bardziej, a ja w końcu osunęłam się całkowicie na ziemię, a ciemność otoczyła mój umysł.
Delikatnie otworzyłam powieki. Światło zaatakowało moje oczy. Powoli oswajałam się z jasnością. Dostrzegłam żyrandol na suficie. Obróciłam głowę w bok i zobaczyłam Maxa siedzącego obok łóżka. Bardziej pasowałoby „śpiącego”. Musiał sobie przysnąć, gdy tak czuwał. Spróbowałam się lekko podnieść i spojrzałam na dalszą część łóżka. Ivar także spał, skulony koło moich nóg. Pokój był dość mały, ale w zupełności wystarczający dla jednej osoby. To tu pewnie mieszkał Max. Gdy miałam już go budzić, koło krzesła zauważyłam wielki kłębek złota. Wysunęłam rękę przed siebie, próbując dotknąć nowego przedmiotu. Gdy moją dłoń od złotego kłębka dzieliło niecałe dziesięć centymetrów, ten zaczął się ruszać. Przestraszona cofnęłam się do tyłu. Stworzenie zaczynało się prostować. Kiedy było już w pełni widoczne, ze śmiałością mogłam stwierdzić, że jest wilk. Złoty wilk. Patrzyłam się wprost w jego oczy, co okazało się wielkim błędem. Wilk szczerzył zęby, gotów skoczyć na mnie. Wtedy, dzięki bogom, obudził się Max. Rzucił się na zwierzę, krzycząc.
- Zuko, spokojnie! - lecz bestia nie przestawała warczeć.
- To może ja wyjdę! - poinformowawszy towarzystwo, wstałam z łóżka i zaczęłam biec w stronę drzwi. Niestety Zuko zdążył wyrwać się spod ciała Maxa i biegł w moją stronę, po czym zrzucił mnie na ziemię. Leżałam tak i czułam, że pazury zwierzęcia rozdzierają moją bluzkę i zatapiają się w skórze. Wyłam z bólu, próbując zrzucić wilka z siebie, lecz byłam zbyt słaba. Ułożyłam policzek na ziemi, przygotowana na cierpienie, które o dziwo nie następowało. Zuko zszedł ze mnie, po czym zbliżył swój nos do moich pleców. Dokładniej mówiąc, wąchał moją krew. Nie wiedziałam, czy mam uciekać, czy leżeć dalej. Zerknęłam na Maxa, który był zaskoczony, tak samo jak ja. Po chwili czułam, że bestia zaczęła zlizywać krew. Powoli wstawałam, a Zuko pozwalał mi na to. Gdy już stałam, zaczęłam iść w stronę Maxa. Ten wyciągnął do mnie rękę, a ja chwyciłam ją bez zastanowienia. Skierowaliśmy się do łazienki. Tam chłopak przemył moją ranę.
- Przepraszam – zaczął – nie wiedziałem, że on może zrobić coś takiego... Powinienem go odesłać, gdy tylko zemdlałaś.
Nie odpowiedziałam. Myślałam o dzisiejszym dniu, który minął dość ciekawie. Po chwili zaczęłam się śmiać, sama nie wiedziałam z czego. Patrzyłam na Maxa, który się uśmiechał. Mój śmiech stawał się coraz głośniejszy, a chłopak przyłączył się do mnie.
Max odprowadził mnie do domu.
- Wolę się upewnić, że dojdziesz w całości.
- Nie jestem małą dziewczynką, wiesz?
- Wiem, ale mimo tego martwię się o ciebie.
Chociaż ty jeden. Dość szybko dochodzimy do mojego domu. Nie miałam odwagi, aby przytulić go na pożegnanie. Stałam jak jakaś idiotka, uśmiechając się do niego. To on zrobił krok do przodu i przyciągnął mnie do siebie. Objęłam go w pasie. Ten przyłożył swoje wargi do mojego ucha. Niestety liczyłam na co innego.
- Uważaj na siebie, zło czai się wszędzie – wyszeptał, a potem odsunął się ode mnie z uśmiechem na twarzy. Lepsze takie pożegnanie, niż nic. Odwzajemniłam uśmiech, po czym weszłam do domu. Ogarnęła mnie dziwna mgiełka rozczarowania. Spoglądając na Ethana trzymającego rękę w górze, gotową, aby uderzyć moją mamę, byłam pewna, że nie na to liczyłam wracając tutaj.
- Jesteś ciekawa, co? - zapytał, a ja pokiwałam głową na znak zgody. - Przykro mi cię informować o tym w taki sposób, ale jesteś wpadką.
- Wpadką? To jakaś specjalna jednostka czy co?
Popatrzył się na mnie, a w jego oczach ujrzałam smutek.
- Jesteś prawdziwą wpadką. Nikt nie ma pojęcia, skąd masz moce. To musiał być jeden wielki wypadek.
Mój świat się załamał. Od zawsze marzyłam, aby być kimś wyjątkowym. Wiecie, niby jesteś zwykły dzieciakiem, podobnym do masy innych, aż tu pewnego dnia okazuję się, że zostałeś stworzony by czynić wielkie rzeczy. Milczałam. Nie wiem, czy chciałam wiedzieć coś więcej. Max przesuwa się bliżej mnie, chwyta palcami za mój podbródek i kieruję moją twarz w jego stronę.
- Co nie znaczy, ze nie możesz być wyjątkowa.
Jego słowa dodały mi otuchy. Uśmiechnęłam się, a ten znów wrócił do dawnej pozy.
- Istniejemy od tysięcy lat. Nikt nie wie, skąd pochodzimy, ani dlaczego tacy jesteśmy. Starsi hodują coś takiego, jak oślizgłe jaja. Nazywane są one harpami. Istnieją także Zwiadowcy, stworzeni do wyszukiwania dzieci, które mają dość dobre kontakty z naturą. Hm, jakby ci to powiedzieć. Dzieci, które kochają pszczółki, kwiatki i tym podobne. Gdy dziecko skończy siedemnaście lat jest łączone z harpem. Objawy połączenia są dość bolesne, nie każdy po połączeniu przeżywa. Tobie akurat się udało, i to bez niczyjej pomocy, co można uznać za wielki plus.
Dzięki za pocieszenie.
- A co oznacza lis na moim ramieniu? - wskazałam palcem na tatuaż.
- Oh, to jest twoje magiczne stworzenie, coś jak kucyk pony.
- Ha ha, śmieszne.
- Te stworzenia nazywane są duralami. Pomagają ci one złączyć się z naturą. Są twoją obroną. Przywiązane na wieczność do twojej duszy potrafią stać się najlepszym przyjacielem.
- A jak wytłumaczyć to, ze podpaliłam koszulkę mojego ojczyma?
- Co zrobiłaś? - zapytał ze zdziwieniem chłopak.
Może to tylko mi się wydawało? Tak, na pewno...
- Nic, pomieszało mi się coś.
- Jesteś pewna?
- Tak. A jak my jesteśmy nazywani?
- Niektórzy nazywają nas grzybami....
- Dlaczego?
Max zaczął się śmiać.
- Szczerze, to nie mam pojęcia. Jesteśmy Florystami, gdyż mamy dobry kontakt z naturą, co mówię po raz kolejny.
- Yhym, świetnie. Coś jeszcze?
- A co, śpieszy ci się gdzieś?
- Obiecałam mamie, że dziś wrócę wcześniej... - zaczęłam kłamać, gdy nagle przypomniałam sobie o Ethanie i jego propozycji spędzenia wspólnie czasu -... ale chyba się nie obrazi, jak zostanę jeszcze chwilkę.
Chłopak zerknął na mnie podejrzliwie, po czym wstał i wyciągnął do mnie rękę. Teraz ja zerkałam na niego zdezorientowana, ale jego to chyba nie obchodziło, bo bez mojej zgody chwycił mnie za dłoń i pociągnął do góry.
- Głupku, nie zjem cię – powiedział – musisz się czegoś nauczyć, chodź.
Max zaciągnął mnie z powrotem do szkoły.
- Dlaczego akurat tam? - zapytałam się.
- Szybciej dojdziemy do ulicy, a jestem zbyt leniwy, żeby specjalnie obchodzić całą szkołę, jeśli tu mamy taki piękny skrót do wykorzystania.
Idąc tak przez szkołę, trzymając Maxa za rękę czułam się dość dziwnie. Może to przez to, ze praktycznie cała szkoła się na nas gapiła. Postanowiłam nie zwracać na to uwagi. Szłam przed siebie z podniesioną głową. Przechodząc obok cheerleaderek słyszałam szepty i śmiechy. Lecz nie przypominały one wyśmiewania, ale zdziwienie. Zerknęłam na nie, a one wcale się mną nie interesowały. Ich uwagę przykuł Max. Spojrzałam na niego. Wyglądał, jakby to powiedzieć... cudownie. Ten przyłapał mnie na obserwowaniu jego twarz i po raz kolejny dziś roześmiał się.
Gdy wyszliśmy ze szkoły, Max skręcił w ulicę prowadzącą w stronę lasu. Nie pytałam o nic. Kiedy otoczyły nas drzewa, ten puścił moją rękę. Szczerze, wolałabym aby dalej mnie za nią trzymał. Po tej myśli miałam ochotę uderzyć się w głowę, lecz wyszłabym na jeszcze większą idiotkę niż do tej pory. Szliśmy dalej przed siebie, w milczeniu, które wcale mi nie przeszkadzało. Wystarczyło, ze on był obok mnie, a mogłam czuć się spokojnie. W pewnej chwili Max stanął, a ja uderzyłam w jego plecy.
- Ała – powiedziałam.
Po raz kolejny zaszczycił mnie jego uśmiech. Za każdym razem podziwiałam jego naturalność. Chłopak usiadł na ziemi, poklepując miejsce obok siebie. Zasiadłam na wskazanym miejscu.
- Twoim zwierzęciem jest lis. Przywołaj go.
- To dla mnie jak czarna magia – odpowiedziałam szybko. Nie miałam pojęcia, jak wzywać Ivara.
- Wystarczy, ze pomyślisz, a on przybędzie.
- Okej, wydaje się łatwe. Ivar, miło by było gdybyś mógł mnie w tej chwili zaszczycić swoją obecnością.
Nagle przede mną pojawił się srebrny lis.
- Doskonale – powiedział Max. Widziałam, że on się teraz skupiał, ściskając powieki, a gdy je otworzył, spojrzał na mnie – To jest Zuko.
Zaczęłam się rozglądać, lecz niczego nie dostrzegałam. Wlepiłam w niego moja oczy, próbując przekazać, że nie widziałam nic nadzwyczajnego.
- Na serio? - ten zapytał się mnie, widocznie rozczarowany. Wzruszyłam jedynie ramionami.
- Nie umiem nic na to poradzić – odpowiedziałam, zawstydzona swoimi słowami.
- Daj rękę.
- Co?
- Podaj mi swoją rękę – prosił Max. Podałam mu rękę, a ten dotknął opuszkami palców mojej dłoni. - A teraz się skup. Pozwól, aby Zuko wszedł w twoje ciało.
Nie miałam bladego pojęcia, o co gościowi chodzi. Znów popatrzyłam się na niego, niczym mały bezbronny psiak.
- Otwórz drzwi, jak za pierwszym razem.
Zamknęłam oczy i spróbowałam wziąć się w garść. Nie czułam żadnej energii, no może poza energią, która buzowała od Ivara. Prosiłam go, aby na chwilę odszedł. Nagle cała jego siła zniknęła, a ja czułam, jakbym była w pustce. Zaraz po tym wyczułam nową energię. Potężniejszą, silniejszą. Otworzyłam dla niej drzwi, a ta zaczęła miażdżyć moje wnętrze. Nie mogłam złapać powietrza, zaczynałam się dusić. Krew w żyłach zaczęła płynąć szybciej. Próbowałam dotknąć dłonią swojej klatki piersiowej, lecz ta ważyła chyba z tonę. Chciałam wstać, lecz napotykał mnie ten sam problem. Chyba Max postanowił mi pomóc, ale jego dotyk palił mnie jeszcze bardziej, a ja w końcu osunęłam się całkowicie na ziemię, a ciemność otoczyła mój umysł.
Delikatnie otworzyłam powieki. Światło zaatakowało moje oczy. Powoli oswajałam się z jasnością. Dostrzegłam żyrandol na suficie. Obróciłam głowę w bok i zobaczyłam Maxa siedzącego obok łóżka. Bardziej pasowałoby „śpiącego”. Musiał sobie przysnąć, gdy tak czuwał. Spróbowałam się lekko podnieść i spojrzałam na dalszą część łóżka. Ivar także spał, skulony koło moich nóg. Pokój był dość mały, ale w zupełności wystarczający dla jednej osoby. To tu pewnie mieszkał Max. Gdy miałam już go budzić, koło krzesła zauważyłam wielki kłębek złota. Wysunęłam rękę przed siebie, próbując dotknąć nowego przedmiotu. Gdy moją dłoń od złotego kłębka dzieliło niecałe dziesięć centymetrów, ten zaczął się ruszać. Przestraszona cofnęłam się do tyłu. Stworzenie zaczynało się prostować. Kiedy było już w pełni widoczne, ze śmiałością mogłam stwierdzić, że jest wilk. Złoty wilk. Patrzyłam się wprost w jego oczy, co okazało się wielkim błędem. Wilk szczerzył zęby, gotów skoczyć na mnie. Wtedy, dzięki bogom, obudził się Max. Rzucił się na zwierzę, krzycząc.
- Zuko, spokojnie! - lecz bestia nie przestawała warczeć.
- To może ja wyjdę! - poinformowawszy towarzystwo, wstałam z łóżka i zaczęłam biec w stronę drzwi. Niestety Zuko zdążył wyrwać się spod ciała Maxa i biegł w moją stronę, po czym zrzucił mnie na ziemię. Leżałam tak i czułam, że pazury zwierzęcia rozdzierają moją bluzkę i zatapiają się w skórze. Wyłam z bólu, próbując zrzucić wilka z siebie, lecz byłam zbyt słaba. Ułożyłam policzek na ziemi, przygotowana na cierpienie, które o dziwo nie następowało. Zuko zszedł ze mnie, po czym zbliżył swój nos do moich pleców. Dokładniej mówiąc, wąchał moją krew. Nie wiedziałam, czy mam uciekać, czy leżeć dalej. Zerknęłam na Maxa, który był zaskoczony, tak samo jak ja. Po chwili czułam, że bestia zaczęła zlizywać krew. Powoli wstawałam, a Zuko pozwalał mi na to. Gdy już stałam, zaczęłam iść w stronę Maxa. Ten wyciągnął do mnie rękę, a ja chwyciłam ją bez zastanowienia. Skierowaliśmy się do łazienki. Tam chłopak przemył moją ranę.
- Przepraszam – zaczął – nie wiedziałem, że on może zrobić coś takiego... Powinienem go odesłać, gdy tylko zemdlałaś.
Nie odpowiedziałam. Myślałam o dzisiejszym dniu, który minął dość ciekawie. Po chwili zaczęłam się śmiać, sama nie wiedziałam z czego. Patrzyłam na Maxa, który się uśmiechał. Mój śmiech stawał się coraz głośniejszy, a chłopak przyłączył się do mnie.
Max odprowadził mnie do domu.
- Wolę się upewnić, że dojdziesz w całości.
- Nie jestem małą dziewczynką, wiesz?
- Wiem, ale mimo tego martwię się o ciebie.
Chociaż ty jeden. Dość szybko dochodzimy do mojego domu. Nie miałam odwagi, aby przytulić go na pożegnanie. Stałam jak jakaś idiotka, uśmiechając się do niego. To on zrobił krok do przodu i przyciągnął mnie do siebie. Objęłam go w pasie. Ten przyłożył swoje wargi do mojego ucha. Niestety liczyłam na co innego.
- Uważaj na siebie, zło czai się wszędzie – wyszeptał, a potem odsunął się ode mnie z uśmiechem na twarzy. Lepsze takie pożegnanie, niż nic. Odwzajemniłam uśmiech, po czym weszłam do domu. Ogarnęła mnie dziwna mgiełka rozczarowania. Spoglądając na Ethana trzymającego rękę w górze, gotową, aby uderzyć moją mamę, byłam pewna, że nie na to liczyłam wracając tutaj.
rozdział cudowny.
OdpowiedzUsuńEthan - debil nad debilami
Max - słodziak
Dawaj nn
Pozdrawiam
Dżerr
Cudownie piszesz! Przeczytałam całość dosłownie w kilka minut i już nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńMasz genialny pomysł na tego bloga - to mi się podoba ;)
A bohaterzy < czytaj Max > urzekający.
Katerina
Super x100
OdpowiedzUsuń