Brązowowłosa dziewczyna właśnie
otworzyła powieki. Niebieskie oczy rozejrzały się po pokoju.
Próbowała wstać, lecz gdy tylko się odkryła uderzała ją fala
zimna. Postanowiła poleżeć jeszcze chwilę, myśląc co na siebie
założy. Po chwili spędzonej na rozmyślaniu zerknęła na zegarek.
Była 7:20. Pora wstawać. Niechętnie podniosła się, stawiając
stopy na zimnych, skrzypiących panelach. Podeszła do bukowej szafy,
otwierając ją i patrząc na stertę ubrań. Przeważały w niej
ciuchy koloru czarnego oraz szarego. Sharlyn nie była osobą, która
lubiła wyróżniać się z tłumu. Wyciągnęła spodnie i sweter,
po czym z pośpiechem zabrała się za ubieranie. Następnym
przystankiem była toaleta. Szybko się odświeżyła, i ruszyła na
dół, aby zjeść śniadanie. W kuchni jak zwykle zasiadała cała
rodzina. Jej siostra Eva ubrana była w turkusową sukienkę do
kolan. Blond włosy opadały kaskadami na ramiona, zakręcając się
w każdym możliwym miejscu. Obok niej siedział Damian, jak zwykle
nosił swój niebieski podkoszulek i stare, podarte dżinsy, które
uważał za modne. Mama radośnie krzątała się przy kuchence,
smażąc naleśniki. Cała trójka miała blond włosy, różniące
się tylko odcieniami. Matka Shari zawsze tłumaczyła jej, że kolor
czupryny odziedziczyła po ojcu. Podobno był to dość miły człowiek, lecz dziewczyna nie miała możliwości go poznać.
Podeszła do stołu, uderzając przy tym małym palcem stopy w kant nogi krzesła.
- Cholera!
- Shar, kotku, jak ty się odzywasz? - zaczęła matka pouczającym tonem.
- Tsa.. przepraszam – odpowiedziała nastolatka.
- I tak już lepiej.
Sharlyn zasiadła przy stole, masując palec.
- Nie chcę naleśników – burknęła niezadowolona dziewczyna.
- Albo jesz naleśniki, albo nie jesz nic, więc nie marudź...
Matka nie skończyła zdania, a Shari wymknęła się z kuchni i z torbą w ręce pomaszerowała do przedpokoju, ubrała swoje czarne tenisówki i wyszła z domu.
Rok szkolny dopiero się zaczął, a dziewczyna już miała dość lekcji. Zawsze uczyła się na piątki i czwórki, ale ten rok zapowiadał się okropnie. Idąc do swego „piekła” rozmyślała o drzewach. Sharlyn uwielbiała naturę i wszystko, co się z nią wiąże. Potrafiła całymi dniami siedzieć w lesie, z dala od wszystkich ludzi, wsłuchując się w dzikie, a zarazem piękne melodie ptaków. W przyrodzie, wszystko jest na swoim miejscu, każdy organizm, każda roślina jest potrzeba do przetrwania. To właśnie Shari podziwiała.
Zbliżała się ósma, więc trzeba było przyśpieszyć krok. Po jakiś dziesięciu minutach zza bloków zaczął ukazywać się wielki gmach szkoły. Pomarańczowa elewacja tylko odstraszała, jakby wołała „uciekaj stąd!”. Na samą tą myśl dziewczyna miała ochotę zawrócić i pójść nawet sprzątać po psach. Lecz niestety codzienność wzywała. Gdy ominęła wysoką bramkę, zaczął się prawdziwy koszmar. Cheerleaderki wymachiwały radośnie żółtymi pomponami w rytm kiczowatej muzyki, sportowcy rzucali piłką do footballu amerykańskiego, a pozostała reszta siedziała na ławkach, jakby zahipnotyzowana, wlepiając swoje ślepia w najpopularniejsze grono w szkole. Shari szybko przedostała się przez podwórko szkolne, docierając do drzwi wejściowych, gdzie stali najpopularniejsi. Dziewczyna wbiła wzrok w swoje trampki, miała cichą nadzieję, że szybko zdoła jej się ich ominąć. Niestety nadzieja matką głupich.
- Ej, patrz! Leszcz idzie – krzyknął Patrick. Gość był chłopakiem Leny, głównej Cheerleaderki, której Shari kiedyś podpadła. Teraz on gnębił ją na każdym kroku. - Gdzie się śpieszy, słonko?
- Daj mi spokój – dziewczyna próbowała się bronić, lecz to nic nie dało. Ten podciął jej nogi, a ona runęła na ziemię. Na szczęście w ostatniej chwili podparła się rękami o podłogę. Z torby wyleciały jej podręczniki.
- Ah, skarbie, twojej mamusi nie stać na nowe książki? Biedactwo – wziął do ręki książkę od chemii i jednym ruchem dłoni wyrwał z niej strony. Dziewczyna wstała, otrzepała się i próbowała odebrać Patrickowi swój podręcznik. Ten podniósł rękę do góry, a że był wysoki, to dziewczyna nie miała szans dostać do swojej rzeczy. Poddała się i zaczęła zbierać resztę książek.
- Prawidłowo – dopowiedział chłodno chłopak, po czym wrzucił podręcznik do kosza na śmieci.
Wspaniale.
Zadzwonił dzwonek, więc wszyscy kierowali się do swoich klas. Dziewczyna czekała, aż podwórko opustoszeje, po czym zbliżyła się do kosza, zatykając nos, i wkładając do środka rękę w poszukiwaniu swojej własności. Dotknęła czegoś śliskiego, co wymsknęło jej się z dłoni, zostawiając na niej śluz.
- Chemio! Patrz co dla ciebie robię – burknęła dziewczyna sama do siebie.
Kolejny chwyt i książka do chemii się odnalazła. Shari schowała ją do torby, i skierowała się w stronę łazienki. Gdy już tam weszła zbliżyła się do umywalki, okręciwszy ciepłą wodą zaczęła obmywać rękę z dziwnej substancji, lecz ta nie chciała się zmyć. Dziewczyna spojrzała na dłoń, która przybrała zielony kolor.
- Co do cholery...
Ręka nagle zaczęła piekielnie swędzieć. Shari zaczęła się drapać, lecz to w niczym nie pomagało. Swędzenie przeobraziło się w pieczenie. Ból wzrastał z każdą sekundą. Sharlyn zaczęła wrzeszczeć, nie mogąc się opanować. Na dłoni zaczęły tworzyć się małe bąble, w których zbierała się krew. Ręka znów wylądowała pod ciepłą wodą, a bąble zaczęły pękać, pozostawiając dookoła ślady czerwonej cieczy. Gdy dziewczyna nie miała już siły cały ból ustał, bąble zniknęły, a krwi nie było nigdzie widać. Rozejrzawszy się dookoła Shari stwierdziła, że zaczyna wariować i udała się w stronę kasy od historii. Kiedy weszła do sali, cała klasa spojrzała w jej stronę.
- Znów spóźnienie, Castel. Co ja mam z tobą zrobić? - zaczął nauczyciel.
- Obiecuję, ze się poprawię.
- Dobrze siadaj.
Shari usiadła w swojej ławce. Wyciągając podręczniki na stolik spojrzała na swoją rękę. Dalej była zielona.
Muszę chodzić spać wcześniej.Cały dzień w szkole minął dość szybko, z czego dziewczyna była zadowolona. Na każdej lekcji zastanawiała się nad sytuacją, która zaistniała w toalecie.
Może jestem psychicznie chora?G
dy dziewczyna przyszła do domu, nie zastała tam żywej duszy. Wszyscy gdzieś zniknęli. Skierowała się do kuchni, otwierając lodówkę. Nie było zbyt dużego wyboru, co można by było zjeść. Shari nie należała do zbytnio bogatej rodziny. Jej matka może i nie była sama, ale jej „towarzysz życiowy” nie pracował, i szlajał się gdzieś nocami. Ona sama musiała wyżywiać, ubierać i zajmować się cała rodziną, podczas gdy on zaliczał zgon co noc. Dziewczyna nie wstydziła się swojej matki, ani tego, że sprząta na komisariacie w mieście. Zresztą posiadanie używanych ćwiczeń było dość fajnym wyjściem, szczególnie jeśli ich ostatni właściciel zapomniał wymazać wszystkie odpowiedzi.
Gdy zrobiła sobie kanapkę z dżemem postanowiła pooglądać telewizję. Usiadła wygodnie na kanapie, nogi położyła na stoliku i włączyła swojego wybawcę od nudów. Jak zwykle trafiała na same idiotyczne kanały, o problemach typu „dlaczego zaparkowałeś swoje auto tak blisko mojego?!”. Dawniej, kiedy posiadała więcej kanałów zawsze udawało się znaleźć coś ciekawego. Teraz matka musiała zrezygnować z rozszerzonych programów, gdyż nie starczało pieniędzy na opłacanie wszystkiego.
Gdy wszystkie w miarę sensowne programy skończyły się, Shari postanowiła udać się do pokoju i posprzątać. Chciała się oderwać od wszystkiego dookoła, a sprzątanie było w sam raz.
Zaczęła ścierać kurze, gdy ból dłoni powrócił, sto razy mocniejszy od tego w szkole. Przeniósł się na resztę ciała, rozrywając głowę dziewczyny. Ta padła na kolana, nie mogąc utrzymać się w pionie, i zaczęła wrzeszczeć. Próbowała się podnieść, lecz udało jej się tylko lekko unieść głowę i spojrzeć w lustro. To co zobaczyła, było okropne. Płakała krwią. Gdy próbowała otrzeć łzy, te rozmazywały się na całej twarzy, która przyjęła kolor szkarłatny. Cierpienie wykańczało Shari, która całkowicie osunęła się na podłogę, zamykając oczy.
- Sharlyn! Wstawaj, idiotko, od czego masz łóżko? Tam zasypiaj – głos Evy niósł się po całym pokoju.
Dziewczyna delikatnie podniosła się, przygotowana na ból. Jednak nic się nie stało. Znów spojrzała w lustro. Twarz miała czystą, nawet pryszcz z czoła znikł.
Na serio wariuję.
Gdy wieczorem poszła się umyć, zauważyła coś dziwnego. Ściągnąwszy sweter na jej ramieniu ukazał się srebrzysty lis. Przetarła oczy, doczekując się kolejnych zaburzeń wzrokowych, lecz mały lis nie zniknął. Dalej tam był, delikatnie lśniąc w świetle lampy.
Podeszła do stołu, uderzając przy tym małym palcem stopy w kant nogi krzesła.
- Cholera!
- Shar, kotku, jak ty się odzywasz? - zaczęła matka pouczającym tonem.
- Tsa.. przepraszam – odpowiedziała nastolatka.
- I tak już lepiej.
Sharlyn zasiadła przy stole, masując palec.
- Nie chcę naleśników – burknęła niezadowolona dziewczyna.
- Albo jesz naleśniki, albo nie jesz nic, więc nie marudź...
Matka nie skończyła zdania, a Shari wymknęła się z kuchni i z torbą w ręce pomaszerowała do przedpokoju, ubrała swoje czarne tenisówki i wyszła z domu.
Rok szkolny dopiero się zaczął, a dziewczyna już miała dość lekcji. Zawsze uczyła się na piątki i czwórki, ale ten rok zapowiadał się okropnie. Idąc do swego „piekła” rozmyślała o drzewach. Sharlyn uwielbiała naturę i wszystko, co się z nią wiąże. Potrafiła całymi dniami siedzieć w lesie, z dala od wszystkich ludzi, wsłuchując się w dzikie, a zarazem piękne melodie ptaków. W przyrodzie, wszystko jest na swoim miejscu, każdy organizm, każda roślina jest potrzeba do przetrwania. To właśnie Shari podziwiała.
Zbliżała się ósma, więc trzeba było przyśpieszyć krok. Po jakiś dziesięciu minutach zza bloków zaczął ukazywać się wielki gmach szkoły. Pomarańczowa elewacja tylko odstraszała, jakby wołała „uciekaj stąd!”. Na samą tą myśl dziewczyna miała ochotę zawrócić i pójść nawet sprzątać po psach. Lecz niestety codzienność wzywała. Gdy ominęła wysoką bramkę, zaczął się prawdziwy koszmar. Cheerleaderki wymachiwały radośnie żółtymi pomponami w rytm kiczowatej muzyki, sportowcy rzucali piłką do footballu amerykańskiego, a pozostała reszta siedziała na ławkach, jakby zahipnotyzowana, wlepiając swoje ślepia w najpopularniejsze grono w szkole. Shari szybko przedostała się przez podwórko szkolne, docierając do drzwi wejściowych, gdzie stali najpopularniejsi. Dziewczyna wbiła wzrok w swoje trampki, miała cichą nadzieję, że szybko zdoła jej się ich ominąć. Niestety nadzieja matką głupich.
- Ej, patrz! Leszcz idzie – krzyknął Patrick. Gość był chłopakiem Leny, głównej Cheerleaderki, której Shari kiedyś podpadła. Teraz on gnębił ją na każdym kroku. - Gdzie się śpieszy, słonko?
- Daj mi spokój – dziewczyna próbowała się bronić, lecz to nic nie dało. Ten podciął jej nogi, a ona runęła na ziemię. Na szczęście w ostatniej chwili podparła się rękami o podłogę. Z torby wyleciały jej podręczniki.
- Ah, skarbie, twojej mamusi nie stać na nowe książki? Biedactwo – wziął do ręki książkę od chemii i jednym ruchem dłoni wyrwał z niej strony. Dziewczyna wstała, otrzepała się i próbowała odebrać Patrickowi swój podręcznik. Ten podniósł rękę do góry, a że był wysoki, to dziewczyna nie miała szans dostać do swojej rzeczy. Poddała się i zaczęła zbierać resztę książek.
- Prawidłowo – dopowiedział chłodno chłopak, po czym wrzucił podręcznik do kosza na śmieci.
Wspaniale.
Zadzwonił dzwonek, więc wszyscy kierowali się do swoich klas. Dziewczyna czekała, aż podwórko opustoszeje, po czym zbliżyła się do kosza, zatykając nos, i wkładając do środka rękę w poszukiwaniu swojej własności. Dotknęła czegoś śliskiego, co wymsknęło jej się z dłoni, zostawiając na niej śluz.
- Chemio! Patrz co dla ciebie robię – burknęła dziewczyna sama do siebie.
Kolejny chwyt i książka do chemii się odnalazła. Shari schowała ją do torby, i skierowała się w stronę łazienki. Gdy już tam weszła zbliżyła się do umywalki, okręciwszy ciepłą wodą zaczęła obmywać rękę z dziwnej substancji, lecz ta nie chciała się zmyć. Dziewczyna spojrzała na dłoń, która przybrała zielony kolor.
- Co do cholery...
Ręka nagle zaczęła piekielnie swędzieć. Shari zaczęła się drapać, lecz to w niczym nie pomagało. Swędzenie przeobraziło się w pieczenie. Ból wzrastał z każdą sekundą. Sharlyn zaczęła wrzeszczeć, nie mogąc się opanować. Na dłoni zaczęły tworzyć się małe bąble, w których zbierała się krew. Ręka znów wylądowała pod ciepłą wodą, a bąble zaczęły pękać, pozostawiając dookoła ślady czerwonej cieczy. Gdy dziewczyna nie miała już siły cały ból ustał, bąble zniknęły, a krwi nie było nigdzie widać. Rozejrzawszy się dookoła Shari stwierdziła, że zaczyna wariować i udała się w stronę kasy od historii. Kiedy weszła do sali, cała klasa spojrzała w jej stronę.
- Znów spóźnienie, Castel. Co ja mam z tobą zrobić? - zaczął nauczyciel.
- Obiecuję, ze się poprawię.
- Dobrze siadaj.
Shari usiadła w swojej ławce. Wyciągając podręczniki na stolik spojrzała na swoją rękę. Dalej była zielona.
Muszę chodzić spać wcześniej.Cały dzień w szkole minął dość szybko, z czego dziewczyna była zadowolona. Na każdej lekcji zastanawiała się nad sytuacją, która zaistniała w toalecie.
Może jestem psychicznie chora?G
dy dziewczyna przyszła do domu, nie zastała tam żywej duszy. Wszyscy gdzieś zniknęli. Skierowała się do kuchni, otwierając lodówkę. Nie było zbyt dużego wyboru, co można by było zjeść. Shari nie należała do zbytnio bogatej rodziny. Jej matka może i nie była sama, ale jej „towarzysz życiowy” nie pracował, i szlajał się gdzieś nocami. Ona sama musiała wyżywiać, ubierać i zajmować się cała rodziną, podczas gdy on zaliczał zgon co noc. Dziewczyna nie wstydziła się swojej matki, ani tego, że sprząta na komisariacie w mieście. Zresztą posiadanie używanych ćwiczeń było dość fajnym wyjściem, szczególnie jeśli ich ostatni właściciel zapomniał wymazać wszystkie odpowiedzi.
Gdy zrobiła sobie kanapkę z dżemem postanowiła pooglądać telewizję. Usiadła wygodnie na kanapie, nogi położyła na stoliku i włączyła swojego wybawcę od nudów. Jak zwykle trafiała na same idiotyczne kanały, o problemach typu „dlaczego zaparkowałeś swoje auto tak blisko mojego?!”. Dawniej, kiedy posiadała więcej kanałów zawsze udawało się znaleźć coś ciekawego. Teraz matka musiała zrezygnować z rozszerzonych programów, gdyż nie starczało pieniędzy na opłacanie wszystkiego.
Gdy wszystkie w miarę sensowne programy skończyły się, Shari postanowiła udać się do pokoju i posprzątać. Chciała się oderwać od wszystkiego dookoła, a sprzątanie było w sam raz.
Zaczęła ścierać kurze, gdy ból dłoni powrócił, sto razy mocniejszy od tego w szkole. Przeniósł się na resztę ciała, rozrywając głowę dziewczyny. Ta padła na kolana, nie mogąc utrzymać się w pionie, i zaczęła wrzeszczeć. Próbowała się podnieść, lecz udało jej się tylko lekko unieść głowę i spojrzeć w lustro. To co zobaczyła, było okropne. Płakała krwią. Gdy próbowała otrzeć łzy, te rozmazywały się na całej twarzy, która przyjęła kolor szkarłatny. Cierpienie wykańczało Shari, która całkowicie osunęła się na podłogę, zamykając oczy.
- Sharlyn! Wstawaj, idiotko, od czego masz łóżko? Tam zasypiaj – głos Evy niósł się po całym pokoju.
Dziewczyna delikatnie podniosła się, przygotowana na ból. Jednak nic się nie stało. Znów spojrzała w lustro. Twarz miała czystą, nawet pryszcz z czoła znikł.
Na serio wariuję.
Gdy wieczorem poszła się umyć, zauważyła coś dziwnego. Ściągnąwszy sweter na jej ramieniu ukazał się srebrzysty lis. Przetarła oczy, doczekując się kolejnych zaburzeń wzrokowych, lecz mały lis nie zniknął. Dalej tam był, delikatnie lśniąc w świetle lampy.
Oj dziewczyno, dziewczyno. Tak wspaniale piszesz. Wszystko bardzo mnie zaciekawilo.
OdpowiedzUsuń1. Nie nawidze szkolnych gwiazdeczek, lecz gdy sa umieszczane w opowiadaniach lub tez w ksiazkach, sprawia to, ze jestem wielce zaciekawiona.
2. Co to za masc? To zaciekawilo mnie bardzo. Cos w stylu spider mena czy cos? Bardzo, bardzo ciekawy pomysl z ata chemiczna zielona substancja. Jej, ale sie troche rozpisalam, ale coz...musze.
3. Co do cholery znaczy ten lis. To sprawilo, ze jestem zaciekawiona maksymalnie. Baaaaaardzo fajnie. Jej. Mam cicha nadzieje, ze odpowiedzi na te pytania znakde z kolejnych najblizszych rozdzialach.
Byloby mi tez milo, gdybys pamietala o moim blogu.
Sciskam
Dzerr
Pierwszy rozdział, pierwszy komentarz ode mnie... Zaczynamy :)
OdpowiedzUsuńWeszłam na bloga, patrzę, pierwsza notka, wchodzę, czytam i... Załamanie. "niebieskawe" oczy?! Nie ma czegoś takiego! Są niebieskie oczka, i tyle. Odetchnęłam głęboko, szykując się na dalsze porażki, ale na twoje szczęście nie doczekałam się ;) Co prawda znalazłam jeszcze parę błędów, ale już nie aż tak rażących. Czytaj uważnie, co napisałaś, ale po dłuższej przerwie. Prześpij się, a wypoczęta zastanów się, czy to ma sens. Częste wrzucanie notek nie ma sensu, gdy są niedopracowane... To teraz pozytywna część: podoba mi się imię głównej bohaterki. Jest takie... Ładne <3 Jeśli chodzi o fabułę, na razie mogę niewiele powiedzieć, bo akcja nie zdążyła się dobrze rozwinąć przez jeden rozdział, ale wstęp mnie zaciekawił. Mamy tajemniczą maź, okropne następstwa. Tą krwawa twarz mnie przeraziła, na serio! I ten lśniący lis na końcu... Trochę to wszystko pogmatwane, ale zapowiada dobrą, oryginalną historię.
Życzę weny!
Merr
Aww czekam na następne rozdziały <3
OdpowiedzUsuńZapowiada się wspaniale <3 A ta kreew bleee... była w twoim stylu złotko <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiaam ;)
Trollu masz nominację do The Versaltile Blogger, u mnie! Tak tu też! <3
OdpowiedzUsuńHmmm opowiadanie o dziewczynie, która ma problemy jak większość dzisiejszych nastolatków. Podoba mi się i to bardzo. NIe cierpię szkolnych Div ! ; \. Wyłapałam parę literówek, ale spoko. Każdemu się zdarzają ; ). Piękne imię ; Sharlyn. Życzę dużo weny i czekam na nn.
OdpowiedzUsuńA tak przy okazji zapraszam do siebie. ; )
Pozdrawiam Isiia <3.
Nominowałam Cię do Versatile Blogger ;* Zobacz u mnie ;D Pozdrawiam ;>
OdpowiedzUsuńSuuuper ! Moja siostrzyczka tak pisze ? *o*
OdpowiedzUsuńNum ;_;
Usuń