Siedziałam i gapiłam się na zwierzę.
Lis wpatrywał się we mnie. Szczerze, to nie miałam pojęcia co mam robić.
Wstałam i powoli przesunęłam się w jego stronę. Ten tylko przechylił głowę na bok, jakby śmieszyło go moje postępowanie. Wyciągnęłam rękę przed siebie. Srebrzyste zwierzę widocznie zainteresowane
moją dłonią, zaczęło zmierzać w moim kierunku. Gdy było dość blisko,
to ja pierwsza zdecydowałam się na dotyk. Delikatnie zanurzyłam koniuszki
palców w jego futrze, które zaczęło lśnić mocniej. Głaskałam lisa, na początku dość nieśmiało, lecz potem o dziwo
przekonałam się do zwierzęcia. Zasiadłam na podłodze, gotowa na
więcej pieszczot. Wtedy ten polizał mnie po twarzy, i poczułam miętę.
Znów ona. Zaczęłam kojarzyć fakty.
- To ty uratowałeś mnie przed Patrickiem - powiedziałam zdziwiona.
Jak głupia czekałam na odpowiedź, licząc na jakiś cud. Skoro zwierze pojawiało się kiedy chcę, to dlaczego nie mogłoby mówić? Odpuściłam sobie wyczekiwania na jakiekolwiek słowo. Mogłabym przekonać mamę do zatrzymania go, ale jednym z minusów była wielkość zwierzęcia. Gdy stałam sięgał mi do pasa. A mogłam przyznać, ze niska to ja nie jestem. Słyszałam, jak ktoś pociągał za klamkę. Zaczęłam panikować.
- Musisz zniknąć! Teraz!
Moje słowa nie zadziałały. Lis dalej siedział, patrząc się na mnie w ten dziwny sposób. Do pokoju wszedł Ethan. Mówiłam już kiedyś o nim, ukochany mojej matki, który uwielbiał szwendać się po barach. Jak zwykle wrócił nieźle narąbany. Zazwyczaj nie bywałam w domu, kiedy ten raczył się pojawić. Powoli zbliżał się do mnie, z tym swoim szyderczym uśmieszkiem.
- Hej mała, polecimy w tango? - zaczął mówić dość dziwnym tonem, jakby chciał ze mną poflirtować. Objął mnie rękami w pasie, przyciągając do siebie.
- Ethan, co ty wyrabiasz! - krzyczałam, ale ten jakby mnie nie usłyszał. Drugą ręką zaczął mnie dotykać. Na to mu nie pozwolę. Odepchnęłam go, a ten upadł na ziemię z hukiem, jakieś trzy metry ode mnie. W koszulce wypaliły mu się dwie okrągłe dziury, dokładnie tam, gdzie trzymałam swoje ręce. Zerknęłam na dłonie, które błyszczały. Znów skierowałam swój wzrok na Ethana, który prawdopodobnie stracił przytomność. Odwróciłam się, a lisa tam nie było. Co ja miałam teraz zrobić?! Obrzuciłam sama siebie obelgami. Zachowanie tego idioty wyprowadziło mnie z równowagi. Co on chciał zrobić? To raczej wiedziałam, ale jeśli inne kobiety też tak traktował? Znaczyłoby to, że moja matka była zdradzana. Gnida. Miałam ochotę mu jeszcze dołożyć. Sama nie wiedziałam dlaczego, ale zostawiłam go tam leżącego i poszłam do mojego pokoju. Może był zbyt pijany, by zapamiętać, co się właśnie stało. Wmawiałam to sobie wspinając się po schodach. Otworzyłam drzwi od pokoju i odruchowo odskoczyłam do tyłu. Lis już tu był.
- Mogłeś mi pomóc, wiesz? - zaczęłam.
Usiadłam obok niego na dywanie. W głowię wibrowało mi tyko jedno słowo.
Ivar.Spoglądnęłam na zwierze, a to jakby się uśmiechało.
- Jesteś Ivar, prawda?
Znów czekałam na odpowiedź. Gdy przypomniałam sobie, że stworzenie nie odpowie, skarciłam się w myślach. Ivar położył się na podłodze, układając głowę na moich nogach. Nagle odpłynęła ze mnie wszelka energia i opadłam na ziemię, zmierzając do krainy snu.
Gdy się obudziłam, Ivara nigdzie nie było widać. Spojrzałam na zegarek. Była szósta. Niestety rano. Wstałam z podłogi, i poszłam do łazienki. Stanęłam przed lustrem i dostrzegłam potwora. Znaczy ja nim byłam. Mój „makijaż” rozprzestrzenił się na całą twarz. Cienie do powiek postanowiły zwiedzić moje policzki. Wolałam nie wnikać, jak do tego doszło. Zaczęłam zmywać kolory z twarzy. Ściągnęłam koszulkę i poczułam dość dziwny zapach. Podniosłam pachę i już wiedziałam, że nie obejdzie się bez porządnego szorowania. Szybko wyskoczyłam z reszty ciuchów i poszłam pod prysznic. Ciepła woda była dla mnie niczym zbawienie. Stałam pod strumieniem jakieś pół godziny i dopiero po upłynięciu tego czasu zaczęłam się myć. Gdy już byłam czysta, wyszłam, zawinięta w ręcznik. Suszyłam włosy, założyłam świeżą bieliznę i odzież. Ponownie zerknęłam w lustro. Po dokładnych oględzinach mogłam stwierdzić, że twarz wyglądała mniej koszmarniej. Nałożyłam jeszcze raz sporą ilość makijażu.. Wychodząc z pokoju poszłam do kuchni. Niestety siedziała już tam moja matka i Ethan. Damian i Eva pewnie jeszcze nie wstali. Tylko ja musiałam wcześniej się budzić, bo w czwartki rano miałam dodatkowe lekcję. Przywitałam się z mamą całusem w policzek, a Ethana ominęłam szerokim łukiem. Zasiadłam na krześle najdalej położonym od niego. Szybko pochłonęłam to, co sobie nałożyłam i gdy już postanowiłam ewakuować się z kuchni mężczyzna zaczął mówić.
- Ej, Sharlyn, może powinniśmy spędzić trochę czasu ze sobą?
Jego wypowiedź zaskoczyła mnie, jak i moją matkę. Stałam w bezruchu, gapiąc się na niego jak na kosmitę. Nigdy w życiu!
- To wspaniały pomysł! - powiedziała mama, jakby zahipnotyzowana jego głosem. - Poznacie się bliżej.
Podeszłam do stołu, aby napić się wody. Zatkało mnie.
- Nie mam czasu – wypaliłam – dużo nauki ostatnio w szkole.
- Ah, nie przesadzaj. Na pewno znajdziesz chwilkę dla mnie. Może dzisiaj? - zaproponował Ethan – z tego co wiem w piątek nie masz dużo lekcji, więc nie będzie na co się uczyć.
Ścisnęłam szklankę z taką mocą, że ta rozprysnęła się w mojej ręce. Potłuczone szkło wylądowało na ziemi. Gdy zerknęłam na dłoń, nie ujrzałam żadnych ran.
Gość znał mój plan lekcji na pamięć? To już mnie przeraża.
Zaczęłam sprzątać, lecz mama powiedziała, że zrobi to za mnie. Wyprostowałam się.
- Yhmm, no pewnie. Tylko problem w tym że umówiłam się dziś z..
- Z kim? - mama zapytała.
- Z Annabeth! Dokładnie. Zapomniałabym, dzięki Ethan, gdyby nie twoja gadka wyleciałoby mi to z głowy.
Szybko uciekłam z kuchni, chwyciłam buty i wyszłam z domu. Usiadłam na ławce i zaczęłam zakładać obuwie. Obiecałam sobie w duchu, że kiedyś ten idiota nas opuści, a matce znajdę kogoś lepszego.
Droga do szkoły mijała jak zwykle nudno. Dziś, przed frontowym wejściem nie widziałam nikogo. Starsze klasy pojechały na wycieczkę. Byłam dumna, że mogę w spokoju wejść do tego budynku, bez żadnych cyrków.
Kiedyś miałam przyjaciółkę. Sama byłam cheerleaderką. Uwielbiałam dręczyć młodszych uczniów, kompromitować ich. Przyjaźniłam się z gwiazdką szkoły, Leny. Coś w stylu „best friends forever”. Niestety, raz na imprezie jej chłopak wypił trochę za dużo, ja zresztą też. Zaczął się do mnie lepić. Przyznam, Ross był seksowny, ale nic mnie do niego nie ciągnęło. Odpychałam go od siebie, wiedząc, że Lena będzie zła gdy nas zobaczy. Wydawało mu się, że może wszystko. Szeptał mi różne słowa, całował z szyję. Gdy już miałam go uderzyć, do pokoju weszła Lena. Zły moment, wiem. Ross przeprowadził się do innego miasta, rodzice i ich praca, a ja pozostałam tutaj, do tej pory dręczona przez Lenę i jej paczkę. Czasem cieszyłam się z tego, że stało się tak, a nie inaczej. Przejrzałam na oczy.
Wyciągnęłam z mojej szafki książki. Po ostatnim incydencie wolałam je zostawiać tutaj, niż nosić z domu. Zmierzałam powoli na matematykę, delektując się wolnością na korytarzu. Gdy zadzwonił dzwonek, byłam już pod klasą. Weszłam i usiadłam w ostatniej ławce. Od początku tego roku siedziałam sama. Nie przez to, że nikt mnie nie lubi. Miałam paru znajomych, z którymi gadałam. Przeprosiłam ich za moje wcześniejsze zachowanie, a oni mnie przyjęli, zapominając o przeszłości. Zadziwiał mnie fakt, że czasem potrafimy wybaczyć, pomimo tylu szkód i cierpień. Nauczyciel matematyki wszedł do sali, jak zwykle uśmiechnięty od ucha do ucha. Szkoda, że po każdej lekcji z nami stwierdza, że musi iść do psychologa.
- Dzień dobry! - rzekł radośnie – Wiem, że to dziwna pora na takie rzeczy, ale będziemy mieć w klasie nowego ucznia.
Później nie słucham już nauczyciela, ale wlepiam wzrok w zielone oczy nowego ucznia. Z śmiałością mogłam stwierdzić, że od naszego ostatniego spotkania trochę się zmienił. Nie, nie był łysy. Włosy, które wczoraj sięgały do ramion były teraz krótsze. Uśmiechał się łobuzersko. Pan Tyler coś mówił, potem wskazał ręką na mnie.
- Max, usiądź z Sharlyn.
O bogowie. Ściągnęłam torbę z krzesła, które on miał teraz zająć. Usiadł obok mnie. Miał zieloną koszulkę z napisem „JUST SMILE”.
- Hej – powiedział. Odpowiedziałam bełkotem.
Lekcja się zaczęła, a ja nie mogłam się skupić. Czułam jego wzrok na moim ciele. On wie, to mnie przeraża. On wie, i może mi to wszystko wytłumaczyć. Wyrywałam kartkę z środka zeszytu i napisałam na niej „Kim jesteś?”. Delikatnie przesunęłam ją w jego stronę. O dziwo wziął kartkę do rąk, czytał. Później odwrócił się do mnie, pochylił i wyszeptał.
- Po lekcjach z na tyłach szkoły.
Na tym skończyła się nasza wymiana zdań. Gdy zadzwonił dzwonek na przerwę, wyszłam przodem. Musiałam wziąć się w garść. Nie powinien interesować mnie ktoś, kogo nawet nie znam. A może powinien? Sama nie wiedziałam, więc przestałam o tym myśleć. Lekcję mijały dość szybko. Podczas długiej przerwy zasiadłam przy pustym stoliku. Co do historii z samotnym siedzeniem, wolałam póki co do nikogo się nie zbliżać. Kiedy Lena, Patrick i cała reszta zluzują, lub wyniosą się z tej budy, będę mogła bezpiecznie podejść do innego ucznia, nie bojąc się o niego. Popularni nauczyli się nie tylko dręczyć osoby, które zaszły im za skórę, jak i ich przyjaciół. Rozglądałam się, szukając Max'a. Ujrzałam go na końcu stołówki. Zmierzał w moją stronę, z plecakiem zarzuconym na jedno ramię. Nie miałam pojęcia, czy się cieszyć z tego powodu, czy nie, ale chciałam znać prawdę. Plusem było to, że gość był cholernie przystojny. Usiadł naprzeciwko mnie, i uśmiechnął się.
- Musisz się wiele nauczyć – powiedział, po czym otworzył torbę z lunchem, wyciągnął z niej jabłko, po czym odgryzł wielki kawałek owocu.
Przez przerwę nie odzywaliśmy się raczej do siebie. Jego obecność wystarczała, bym czuła się pewniej.
- To ty uratowałeś mnie przed Patrickiem - powiedziałam zdziwiona.
Jak głupia czekałam na odpowiedź, licząc na jakiś cud. Skoro zwierze pojawiało się kiedy chcę, to dlaczego nie mogłoby mówić? Odpuściłam sobie wyczekiwania na jakiekolwiek słowo. Mogłabym przekonać mamę do zatrzymania go, ale jednym z minusów była wielkość zwierzęcia. Gdy stałam sięgał mi do pasa. A mogłam przyznać, ze niska to ja nie jestem. Słyszałam, jak ktoś pociągał za klamkę. Zaczęłam panikować.
- Musisz zniknąć! Teraz!
Moje słowa nie zadziałały. Lis dalej siedział, patrząc się na mnie w ten dziwny sposób. Do pokoju wszedł Ethan. Mówiłam już kiedyś o nim, ukochany mojej matki, który uwielbiał szwendać się po barach. Jak zwykle wrócił nieźle narąbany. Zazwyczaj nie bywałam w domu, kiedy ten raczył się pojawić. Powoli zbliżał się do mnie, z tym swoim szyderczym uśmieszkiem.
- Hej mała, polecimy w tango? - zaczął mówić dość dziwnym tonem, jakby chciał ze mną poflirtować. Objął mnie rękami w pasie, przyciągając do siebie.
- Ethan, co ty wyrabiasz! - krzyczałam, ale ten jakby mnie nie usłyszał. Drugą ręką zaczął mnie dotykać. Na to mu nie pozwolę. Odepchnęłam go, a ten upadł na ziemię z hukiem, jakieś trzy metry ode mnie. W koszulce wypaliły mu się dwie okrągłe dziury, dokładnie tam, gdzie trzymałam swoje ręce. Zerknęłam na dłonie, które błyszczały. Znów skierowałam swój wzrok na Ethana, który prawdopodobnie stracił przytomność. Odwróciłam się, a lisa tam nie było. Co ja miałam teraz zrobić?! Obrzuciłam sama siebie obelgami. Zachowanie tego idioty wyprowadziło mnie z równowagi. Co on chciał zrobić? To raczej wiedziałam, ale jeśli inne kobiety też tak traktował? Znaczyłoby to, że moja matka była zdradzana. Gnida. Miałam ochotę mu jeszcze dołożyć. Sama nie wiedziałam dlaczego, ale zostawiłam go tam leżącego i poszłam do mojego pokoju. Może był zbyt pijany, by zapamiętać, co się właśnie stało. Wmawiałam to sobie wspinając się po schodach. Otworzyłam drzwi od pokoju i odruchowo odskoczyłam do tyłu. Lis już tu był.
- Mogłeś mi pomóc, wiesz? - zaczęłam.
Usiadłam obok niego na dywanie. W głowię wibrowało mi tyko jedno słowo.
Ivar.Spoglądnęłam na zwierze, a to jakby się uśmiechało.
- Jesteś Ivar, prawda?
Znów czekałam na odpowiedź. Gdy przypomniałam sobie, że stworzenie nie odpowie, skarciłam się w myślach. Ivar położył się na podłodze, układając głowę na moich nogach. Nagle odpłynęła ze mnie wszelka energia i opadłam na ziemię, zmierzając do krainy snu.
Gdy się obudziłam, Ivara nigdzie nie było widać. Spojrzałam na zegarek. Była szósta. Niestety rano. Wstałam z podłogi, i poszłam do łazienki. Stanęłam przed lustrem i dostrzegłam potwora. Znaczy ja nim byłam. Mój „makijaż” rozprzestrzenił się na całą twarz. Cienie do powiek postanowiły zwiedzić moje policzki. Wolałam nie wnikać, jak do tego doszło. Zaczęłam zmywać kolory z twarzy. Ściągnęłam koszulkę i poczułam dość dziwny zapach. Podniosłam pachę i już wiedziałam, że nie obejdzie się bez porządnego szorowania. Szybko wyskoczyłam z reszty ciuchów i poszłam pod prysznic. Ciepła woda była dla mnie niczym zbawienie. Stałam pod strumieniem jakieś pół godziny i dopiero po upłynięciu tego czasu zaczęłam się myć. Gdy już byłam czysta, wyszłam, zawinięta w ręcznik. Suszyłam włosy, założyłam świeżą bieliznę i odzież. Ponownie zerknęłam w lustro. Po dokładnych oględzinach mogłam stwierdzić, że twarz wyglądała mniej koszmarniej. Nałożyłam jeszcze raz sporą ilość makijażu.. Wychodząc z pokoju poszłam do kuchni. Niestety siedziała już tam moja matka i Ethan. Damian i Eva pewnie jeszcze nie wstali. Tylko ja musiałam wcześniej się budzić, bo w czwartki rano miałam dodatkowe lekcję. Przywitałam się z mamą całusem w policzek, a Ethana ominęłam szerokim łukiem. Zasiadłam na krześle najdalej położonym od niego. Szybko pochłonęłam to, co sobie nałożyłam i gdy już postanowiłam ewakuować się z kuchni mężczyzna zaczął mówić.
- Ej, Sharlyn, może powinniśmy spędzić trochę czasu ze sobą?
Jego wypowiedź zaskoczyła mnie, jak i moją matkę. Stałam w bezruchu, gapiąc się na niego jak na kosmitę. Nigdy w życiu!
- To wspaniały pomysł! - powiedziała mama, jakby zahipnotyzowana jego głosem. - Poznacie się bliżej.
Podeszłam do stołu, aby napić się wody. Zatkało mnie.
- Nie mam czasu – wypaliłam – dużo nauki ostatnio w szkole.
- Ah, nie przesadzaj. Na pewno znajdziesz chwilkę dla mnie. Może dzisiaj? - zaproponował Ethan – z tego co wiem w piątek nie masz dużo lekcji, więc nie będzie na co się uczyć.
Ścisnęłam szklankę z taką mocą, że ta rozprysnęła się w mojej ręce. Potłuczone szkło wylądowało na ziemi. Gdy zerknęłam na dłoń, nie ujrzałam żadnych ran.
Gość znał mój plan lekcji na pamięć? To już mnie przeraża.
Zaczęłam sprzątać, lecz mama powiedziała, że zrobi to za mnie. Wyprostowałam się.
- Yhmm, no pewnie. Tylko problem w tym że umówiłam się dziś z..
- Z kim? - mama zapytała.
- Z Annabeth! Dokładnie. Zapomniałabym, dzięki Ethan, gdyby nie twoja gadka wyleciałoby mi to z głowy.
Szybko uciekłam z kuchni, chwyciłam buty i wyszłam z domu. Usiadłam na ławce i zaczęłam zakładać obuwie. Obiecałam sobie w duchu, że kiedyś ten idiota nas opuści, a matce znajdę kogoś lepszego.
Droga do szkoły mijała jak zwykle nudno. Dziś, przed frontowym wejściem nie widziałam nikogo. Starsze klasy pojechały na wycieczkę. Byłam dumna, że mogę w spokoju wejść do tego budynku, bez żadnych cyrków.
Kiedyś miałam przyjaciółkę. Sama byłam cheerleaderką. Uwielbiałam dręczyć młodszych uczniów, kompromitować ich. Przyjaźniłam się z gwiazdką szkoły, Leny. Coś w stylu „best friends forever”. Niestety, raz na imprezie jej chłopak wypił trochę za dużo, ja zresztą też. Zaczął się do mnie lepić. Przyznam, Ross był seksowny, ale nic mnie do niego nie ciągnęło. Odpychałam go od siebie, wiedząc, że Lena będzie zła gdy nas zobaczy. Wydawało mu się, że może wszystko. Szeptał mi różne słowa, całował z szyję. Gdy już miałam go uderzyć, do pokoju weszła Lena. Zły moment, wiem. Ross przeprowadził się do innego miasta, rodzice i ich praca, a ja pozostałam tutaj, do tej pory dręczona przez Lenę i jej paczkę. Czasem cieszyłam się z tego, że stało się tak, a nie inaczej. Przejrzałam na oczy.
Wyciągnęłam z mojej szafki książki. Po ostatnim incydencie wolałam je zostawiać tutaj, niż nosić z domu. Zmierzałam powoli na matematykę, delektując się wolnością na korytarzu. Gdy zadzwonił dzwonek, byłam już pod klasą. Weszłam i usiadłam w ostatniej ławce. Od początku tego roku siedziałam sama. Nie przez to, że nikt mnie nie lubi. Miałam paru znajomych, z którymi gadałam. Przeprosiłam ich za moje wcześniejsze zachowanie, a oni mnie przyjęli, zapominając o przeszłości. Zadziwiał mnie fakt, że czasem potrafimy wybaczyć, pomimo tylu szkód i cierpień. Nauczyciel matematyki wszedł do sali, jak zwykle uśmiechnięty od ucha do ucha. Szkoda, że po każdej lekcji z nami stwierdza, że musi iść do psychologa.
- Dzień dobry! - rzekł radośnie – Wiem, że to dziwna pora na takie rzeczy, ale będziemy mieć w klasie nowego ucznia.
Później nie słucham już nauczyciela, ale wlepiam wzrok w zielone oczy nowego ucznia. Z śmiałością mogłam stwierdzić, że od naszego ostatniego spotkania trochę się zmienił. Nie, nie był łysy. Włosy, które wczoraj sięgały do ramion były teraz krótsze. Uśmiechał się łobuzersko. Pan Tyler coś mówił, potem wskazał ręką na mnie.
- Max, usiądź z Sharlyn.
O bogowie. Ściągnęłam torbę z krzesła, które on miał teraz zająć. Usiadł obok mnie. Miał zieloną koszulkę z napisem „JUST SMILE”.
- Hej – powiedział. Odpowiedziałam bełkotem.
Lekcja się zaczęła, a ja nie mogłam się skupić. Czułam jego wzrok na moim ciele. On wie, to mnie przeraża. On wie, i może mi to wszystko wytłumaczyć. Wyrywałam kartkę z środka zeszytu i napisałam na niej „Kim jesteś?”. Delikatnie przesunęłam ją w jego stronę. O dziwo wziął kartkę do rąk, czytał. Później odwrócił się do mnie, pochylił i wyszeptał.
- Po lekcjach z na tyłach szkoły.
Na tym skończyła się nasza wymiana zdań. Gdy zadzwonił dzwonek na przerwę, wyszłam przodem. Musiałam wziąć się w garść. Nie powinien interesować mnie ktoś, kogo nawet nie znam. A może powinien? Sama nie wiedziałam, więc przestałam o tym myśleć. Lekcję mijały dość szybko. Podczas długiej przerwy zasiadłam przy pustym stoliku. Co do historii z samotnym siedzeniem, wolałam póki co do nikogo się nie zbliżać. Kiedy Lena, Patrick i cała reszta zluzują, lub wyniosą się z tej budy, będę mogła bezpiecznie podejść do innego ucznia, nie bojąc się o niego. Popularni nauczyli się nie tylko dręczyć osoby, które zaszły im za skórę, jak i ich przyjaciół. Rozglądałam się, szukając Max'a. Ujrzałam go na końcu stołówki. Zmierzał w moją stronę, z plecakiem zarzuconym na jedno ramię. Nie miałam pojęcia, czy się cieszyć z tego powodu, czy nie, ale chciałam znać prawdę. Plusem było to, że gość był cholernie przystojny. Usiadł naprzeciwko mnie, i uśmiechnął się.
- Musisz się wiele nauczyć – powiedział, po czym otworzył torbę z lunchem, wyciągnął z niej jabłko, po czym odgryzł wielki kawałek owocu.
Przez przerwę nie odzywaliśmy się raczej do siebie. Jego obecność wystarczała, bym czuła się pewniej.
I znów mam wiele pytań.
OdpowiedzUsuńKim jest ten facet?
Czemu ten Ethan jest takim ciołkiem?
To tylko kilka z nich.
Dziękuję Ci za odwiedzanie moich blogów.
Ten rozdział pochłonełam w kilka minut, ponieważ tak bardzo mnie zaciekawił.
Z niecierpliwieniem czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam i ściskam
Dżerr
Super!
OdpowiedzUsuń