środa, 13 marca 2013

Rozdział 6



Ten rozdział dedykuję Sówce, Mściwej i Kosogłosowi, za to, ze mnie dręczą o notkę już jakieś pół godziny. Dzięki, że jesteście! :D Mam nadzieję, że ogólnie rozdział się wam spodoba, zbytnio nie wiedziałam, co napisać, więc modlę się do bogów, by nie wyszło z tego masło maślane.
Jak zawsze mile widziane są komentarze! :D
Powodzenia w czytaniu.



 Idąc przed siebie korytarzem, słyszę ponowny trzask drzwi od łazienki. Max dogania mnie i chwyta za ramię.
- Sharlyn … - zaczyna, ale ja nie mam ochoty słuchać jego głosu. - Proszę, zaczekaj – mówi, ale we mnie coś pęka.
- Co ty ode mnie chcesz, co? Jestem jakąś twoją zabawką, przy twoich znajomych się do mnie nie przyznajesz?! - krzyczę, a wszyscy wlepiają we mnie oczy. Nie dość, że płaczę, to jestem cała czerwona, nie wiem czy od wstydu, czy ze złości. Mam ochotę go uderzyć, ale zdaję sobie sprawę, że nic takiego nie zrobił.
- Uspokój się, chodź, przejdziemy się w bardziej ustronne miejsce, i wszystko ci wytłumaczę, obiecuję.
- Nie chcę, żebyś cokolwiek mi tłumaczył! Zostaw mnie w spokoju, proszę!
Zaczynam się denerwować, czuję, jakby małe igiełki zanurzały się w moich dłoniach. Piekielny ból nawiedza moje palce, jakby zaraz miał rozerwać na nich skórę. Wiem, co to znaczy, znów ta moc.
- Sharlyn, przepraszam – mówi Max, próbując mnie objąć, ale ja go odpycham. Ten wywraca się na podłogę, spoglądając na mnie ze zdziwieniem, a dokładniej na moje ręce. Nie wiem, co mam zrobić, więc zaczynam biec w stronę wyjścia. Wszyscy patrzą się na mnie, jak na kosmitę. Odepchnęłam dobrze zbudowanego chłopaka, przewracając go przy okazji. Z oddali słyszę gwizdy, okrzyki, które otępiają mój umysł. Odwracam się, by zobaczyć co się za mną dzieje , i widzę Maxa, który nie daje za wygraną i idzie w moją stronę. Przyśpieszam, i z impetem otwieram drzwi wejściowe, wybiegając ze szkoły. Kieruję się w stronę lasu. Mijam swoich rówieśników, którzy byli widocznie zaskoczeni moim zachowaniem. Widzę Lenę i resztę popularnych, którzy patrzą na mnie i się śmieją. Widocznie stanowię dla nich jakąś rozrywkę. Próbuję się uspokoić, więc biorę głębokie wdechy. Idę przed siebie, nie zwracając uwagi na otoczenie, co skutkuję obijanie się o innych ludzi. Nie przepraszam, nie pomagam pozbierać rzeczy, które wypadły nieznajomym z dłoni, po prostu idę, niczym maszyna mająca swój cel. W sumie nie wiem, gdzie się kieruję, ale po chwili dostrzegam moje zbawienie. Przechodzę na drugą stronę ulicy i staję na przystanku, opierając się o szklaną ścianę. Zamykam oczy i próbuję „wyłączyć” myśli. Pozwalam, aby w głowie została mi pustka. Gdy już czuję się lepiej, ocieram twarz z łez. Rozglądam się dookoła i ze śmiałością stwierdzam, że jestem sama na przystanku. Później zerkam na rozkład jazdy, dowiadując się przy okazji, że za dziesięć minut powinien  zjawić się jakiś autobus. Siadam na ławce, opierając się o szkło.
Czy jestem idiotką? Może nie powinnam reagować w ten sposób, przynajmniej nie przy całej szkole. Do tego znam Maxa dwa dni, dwa cholerne dni, a już liczę na nie wiadomo co. Niestety największy ból sprawia fakt, że właśnie on daję mi nadzieję, swoimi czynami. Nigdy nie chciałam wtrącać się w czyjeś znajomości, szczególnie, jeżeli ktoś zna się z kimś od dawna. Nie wiem, ile Max zna Roxi i Charliego, mimo to nie chcę być piątym kołem u wozu.
Obok mnie siada Max. Mogłam się domyślić, że przyjdzie tu za mną, nawet to wiedziałam. Staram się patrzeć przed siebie, jakby go tu nie było. Ciekawość wygrywa i spoglądam w bok, na jego ręce. Pociera dłonią o dłoń, niczym zmartwiony nauczyciel, gdy dzieje się z tobą coś złego. Czuję, że patrzy na mnie, oczekując tego samego, lecz ja na niego nie spojrzę.
- Dlaczego nie powiedziałaś? - zaczyna, a w jego głosie słyszę złość i troskę, ale nie potrafię wyczuć, czy bardziej się gniewa, czy martwi.
- Skąd miałam wiedzieć, że to coś dziwnego?
- Wiesz, kiedy twoje dłonie zaczynając promieniować światłem, a ty odpychasz ludzi z ponad naturalną siłą, to nie sądzę, by była to zasługa płatków śniadaniowych.
Czuję wielką gulę w gardle. Chciałabym coś powiedzieć, ale nie mam pojęcia co. Na moich policzkach znów pojawiają się wielkie wypieki, a ja siedzę, czekając, aż Max znów zacznie coś mówić. Chwilę tak siedzimy, nie odzywając się do siebie, aż w końcu on pyta.
- Od kiedy umiesz robić takie rzeczy?
- Pierwszy raz udało mi się jakieś trzy dni temu, potem nie próbowałam. Dziś niestety wyszło dwa razy...
- A więc swoją magię wypróbowałaś na mnie i na...
- Patricku – dokańczam jego zdanie. Liczę na jakiś ochrzan, ale to nie następuje. Podnoszę głowę i zerkam na chłopaka. Ten patrzy się na mnie, ale już nie czuję złości, ale wyłącznie samą troskę. Z dala widzę, że nadjeżdża autobus. Czerwony pojazd zatrzymuję się na przystanku, otwierając drzwi i zapraszając mnie do środka. Gdy już mam wstać i wsiąść, zdaję sobie sprawę, że wszystkiego nie wyjaśniłam. Pozwalam mu odjechać, zostawiając za sobą wyłącznie zapach spalin. Później zbieram w sobie odwagę, i odwracam się ponownie w stronę Maxa.
- Dlaczego mnie tak traktujesz?- pytam, przy czym jestem z siebie dumna. Wcale nie brzmię żałośnie, ale na odwrót, niczym silna, pewna siebie dziewczyna.
- To jest trochę pomieszane... - zaczyna, a mu przerywam.
- Ja już ogólnie jestem pomieszana, jak i moje życie, więc to raczej nic nie zmieni.
Max tylko uśmiecha się, patrząc w dal.
- Jesteś wpadką...
- Wiem, ile razy będziesz mi to powtarzać?- znów się wtrącam, co go i tak nie denerwuję. Dziwię się, skąd u tego chłopaka tyle cierpliwości.
- Mieszanie się czystych Florystów z wpadkami jest tak jakby upokorzeniem. Od dziecka starałem się o swoją przyszłość, przechodziłem setki testów, trenowałem do upadłego, zarywając nocki, często odnosząc poważne kontuzję, a ty, tak po prostu stałaś się jedną z nas. Wszyscy sądzą, że tacy jak ty są po prostu niegodni, samo zadawanie się z wpadkami jest hańbą, a co dopiero...
- Związek. Powiedzmy, ze rozumiem – mówię, próbując nie zacząć płakać. - Więc na jaką cholerę się do mnie zbliżasz? Nikt cię nie prosił o to, byś zaciągał mnie do piwnicy, dając głupią nadzieję...
- Bo cię lubię – teraz to on mi przerywa. - To moja wina, co? Nie mam pojęcia dlaczego, ale kiedy cię zobaczyłem coś we mnie pękło! Sam tego nie rozumiem, obiecałem sobie, że będę dla ciebie niebyt miły, bo jesteś wpadką. Udało mi się tylko podczas pierwszego spotkania, i co, myślisz, że jestem dumny z zaistniałej sytuacji?
Zamurowało mnie. Już sama nie rozumiem, co on do mnie czuję.
- Mimo tego wszystkiego, nie żałuję... - mówi – Dzisiejsza sytuacja z Roxi i Charliem, po prostu chcę mieć trochę czasu, aby im to wytłumaczyć. Na pewno przekonają się do ciebie, za parę dni będziecie niczym przyjaciele z przedszkola.
- Oczywiście... - odpowiadam, bez przekonania w głosie. Max zerka na na wyświetlacz telefonu.
- No to drugą lekcję też mamy straconą.
- Chcę iść do domu.
- Okej – Max podaję mi rękę – odprowadzę cię.
- Chcę iść sama.
Moja odpowiedź trochę go zaskoczyła, ale szybko pogodził się z moją odmową. Uśmiechnął się i dodał.
- Bądź o osiemnastej w lesie, pasowałoby zacząć trening. Przy okazji poznasz moje dwie dobre przyjaciółki.
- Kolejne osoby do nienawidzenia mnie, wspaniale.
- Czas odgrywa wielką rolę, trzeba umieć czekać – odpowiada chłopak, po czym kieruję się do szkoły. Odprowadzam go wzrokiem, a gdy znika z horyzontu, sama wstaję i idę w drugą stronę.
Gdy wchodzę do domu, zauważam buty Damiana, i kogoś jeszcze. Postanawiam nie interweniować w jego życie miłosne, i jak najciszej staram się dojść do mojego pokoju. Potem szybko zamykam drzwi i opadam na łóżko. Mimo, ze spałam dość długo, a z domu wyszłam niecałe dwie godziny temu pełna energii, ta zdążyła gdzieś uciec, pozostawiając mnie senną. Zamykam powieki, i pozwalam sobie ponownie na odpoczynek.
Budzi mnie tkomórka, ktoś dzwoni. Leniwie przesuwam rękę w stronę kieszeni w spodniach, wyciągając stary, niemodny, lecz dobrze funkcjonujący telefon. Nawet nie patrzę, kto chcę ze mną rozmawiać, tylko przyciskam zieloną słuchawkę i przykładam sprzęt do ucha.
- Gdzie jesteś? Czekamy już z pół godziny – słyszę pouczający głos Maxa, po czym od razu zrywam się na nogi.
- Eeee, takie różne sprawy wypadły, chciałam się umyć, więc to zrobiłam, i włosy miałam mokre, a nie wiem gdzie leży suszarka. Gdy były mniej wilgotne już miałam wychodzić i wtedy Eva poprosiła mnie bym jej eee.... pomogła! Dokładnie, żebym jej pomogła, no i tak się to przedłużyło.
- Widzieliśmy Evę jakieś dwadzieścia minut temu, wyszedłem zobaczyć, czy nie idziesz, czy może się nic nie stało, i akurat zauważyłem ją idącą z jakąś koleżanką.
- No bo ten... Dopiero się obudziłam...
- Dobra, wiesz co? - zaczął, próbując wyciągnąć mnie z zamieszania. - Pośpiesz się trochę, wytłumaczysz wszystko, jak już przyjdziesz.
- Się robi! - odpowiedziałam, rozłączając się. Pobiegłam na dół, szybko ubrałam buty i ruszyłam na dwór. Postanowiłam nie zwalniać, fundując sobie rozgrzewkę. Wiatr szarpał moje włosy na wszystkie strony, robiąc dokładnie to samo z gałęziami na drzewach. Było dość wietrznie, z czego się cieszyłam. Po dłuższym biegu skończył się chodnik, a zaczęła droga posypana kamieniami. W dość szybkim czasie przedostałam się do lasu, co dziwne, nawet się nie męcząc! Omijałam korzenie drzew, przeskakując je, równocześnie starając się, by nie zaplątać nogi o jeden z nich. W oddali spostrzegłam pięć postaci stojących jedna obok drugiej. Zbliżając się ku nim, sylwetki dwóch nieznajomych dziewczyn zaczęły się wyostrzać. Jedna z nich była ubrana w stylu rockowym. Skórzana kurtka, spod której można było dostrzec koszulkę z logiem zespołu „System of a Down”, glany. Nosiła krótkie spodenki, eksponując blade nogi, w identycznym kolorze twarzy. Mimo swej bladości, była atrakcyjna – jeśli mogę tak powiedzieć jako dziewczyna. Miała lekko wystające kości policzkowe, ciemno – bordowe włosy. Nie była za wysoka, raczej niska i chuda. Na udzie znajdował się dość duży tatuaż tygrysa, który wyglądał, jakby skakał. Obok niej stała dziewczyna o podobnym wzroście. Znaczącą różnicą była jej ruda czupryna. Długie włosy zakrywały niebieską koszulę w kratkę. Na nogach miała trampki, a na przedramieniu tatuaż lwa. Gdy byłam wystarczająco blisko ujrzałam, ze się uśmiecha. Miała dołeczki w policzkach. Później spojrzałam na jej oczy, które były czarne, niczym głębia studni. Potem przeniosłam wzrok z powrotem na jej koleżankę, która miała podobne oczy do Maxa, także zielone, różniące się tylko odcieniami. Można było jeszcze zauważyć średniej grubości kreskę zrobioną eyelinerem. Także się uśmiechała, co mnie uspokoiło. Podeszłam do nich, a Max od razu wziął się do dzieła.
- Cześć, czekaliśmy, ale mniejsza z tym. To jest Cassandra – wskazał na dziewczynę w glanach – a to Cher. Pomogą nam w treningu.
Podałam obu dziewczynom dłonie, witając się.
- No, to teraz musisz nieźle nadrobić za to spóźnienie. - powiedział Charlie – Możesz skoczyć do sklepu po coś do żarcia, bo umieram z głodu!
- Sam mógłbyś ruszyć dupę, a nie wiecznie polegasz na innych – odpowiedziała mu Roxi, a wszyscy zaczęli chichotać.
- Nie ma sprawy, należy mi się kara za to opóźnienie. Pójdę do sklepu.
- Długo się tam idzie? - zapytała Cassandra.
- Nie, jakieś dziesięć minut w jedną stronę.
- No to idę z tobą, bo zaraz tu z nimi zwariuję – dodała, ciągle się uśmiechając.
- Ja też! Mam ochotę na żelki. - tym razem odezwała się Cher. Miała dość miły głos, co dodawało mi otuchy. I tak ruszyłyśmy we trzy, początkowo nie odzywając się do siebie. Później Cher zaczęła opowiadać różne kawały, a ja wspólnie z Cassandrą nie mogłyśmy się powstrzymać od śmiechu. Przy nich czułam się inaczej, niż w towarzystwie Charliego. Roxi jeszcze rozumiem, nawet ją lubiłam, chyba za to, że tak bardzo dawała Charliemu w kość.
Gdy już wróciłyśmy z zakupów, a zakupiłyśmy praktycznie same słodkości, Charlie od razu chciał przejść do ćwiczeń.
- No to na rozgrzewkę pięćdziesiąt pompek!
- Ile? - zapytałam zdziwiona.
- Nie ma lenistwa, do dzieła! - zawołała z radością Cher.
- Tak, z chęcią popatrzę, na co cię stać, skarbie – dodała Cassandra.
- No może jakiś upust dla nowej? - powiedziałam, próbując zrobić słodkie oczka, lecz na nikogo to nie zadziałało.
- Teraz jesteś jedną z nas, także zaczynaj – uśmiechnęła się Roxi. Popatrzyłam się na nich, i poczułam dziwne uczucie. Może ich nie znałam za dobrze, ale darzyłam ich szacunkiem i sympatią. Z tą myślą rozpoczęłam trening.

7 komentarzy:

  1. To jest to jest to jest świetne :D Uwielbiam wszystkich bohaterów z tej opowieści. Piszesz już doskonale. Nie wychwyciłam żadnej niepoprawności. Kocham to co piszesz, więc ruszaj tyłek i pisz szybciej, bo jak nie.. To zobaczysz. Sówka pozdrawia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Super <3 Jak wyżej, wszyscy bohaterowie są świetni. Uwielbiam twój styl pisania, bardzo łatwo przychodzi mi czytanie- lubię to! :D Mam nadzieję, że będzie ci szło tak dobrze, jak do tej pory. I wielki plus za opisanie Cher właśnie tak, jak ją sobie wyobrażałam <3 Kosek :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ok, jestem chora, mam zły humor, więc wytknę ci trochę błędów.
    1. "- Uspokój się, choć, przejdziemy się w bardziej ustronne miejsce, i wszystko ci wytłumaczę, obiecuję." Tam chyba powinno być "chodź", prawda?
    2. "co skutkuję obijanie się o innych ludzi." inaczej - co skutkuje obijaniem się o innych ludzi. Chyba że to "obijanie się" powoduje coś innego, o czym nie napisałaś.
    3. "- Wiesz, kiedy twoje dłonie zaczynając promieniować światłem, a ty odpychasz ludzi z ponad naturalną siłą, to nie sądzę, by była to zasługa płatków śniadaniowych." Ale to zdanie to taka moja malutka, osobista perełka <3
    4. "Zamykam powieki, i pozwalam sobie ponownie na odpoczynek." przed "i" nie stawiamy przecinka. Ja też tak na początku pisałam i wiem, że strasznie trudno jest się odzwyczaić.
    5. "ciemno – bordowe włosy". Jeżeli włosy byłyby... np. zielono - bordowe, wtedy mogłabyś tam postawić myślnik. Ale jeżeli są ciemnobordowe, to nie można tego pisać z myślnikiem. Chodzi o to, że "ciemny" to określenie jakiegoś koloru. Kiedy ktoś ma coś dwukolorowe, wtedy piszemy to z myślnikiem, ale jeżeli jest to określenie jakiegoś koloru, to bez. Tak jak napiszesz "jasnożółty", a nie "jasno-żółty" ;)
    6. "Roxi jeszcze rozumiem, nawet ją lubiłam, chyba za to, że tak bardzo dawała Charliemu w kość." Zmiana czasów. Raz piszesz w teraźniejszym, raz w przeszłym.
    7. No i często zdarza ci się, że zamiast "e" piszesz "ę".
    8. " - Co ty ode mnie chcesz, co? " nie lepiej "czego ty ode mnie chcesz" ?
    To chyba na tyle. Nie obraź się, że wytknęłam ci te błędy, ale jak jestem chora, to bywam marudna... Mniejsza z tym. W każdym razie, rozdział bardzo fajny, chociaż pojawiło się w nim więcej błędów niż dotychczas.
    Pozdrawiam,
    Diana ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. 9. Później zerkam na rozkład jazdy, dowiadując się przy okazji, że za dziesięć minut powinien się zjawić się jakiś autobus.//za dużo się chyba

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo cieszę się z kolejnego rozdziału. Już nie mogłam się doczekać. I był genialny *.* Jedyne do czego mogę się przeczepić to to że tak długo trzeba było czekać. Tak więc następny proszę szybciej ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. http://darklifemy.blogspot.com/ prosze wejdz na mojego bloga i skomentuj czy ci sie pododa

    OdpowiedzUsuń
  7. Pomysł ciekawy i przyjemnie się to czyta, jednak w oczy rzuca się to, że raz piszesz w czasie teraźniejszym, a raz przeszłym. Natomiast pomysł oryginalny, podoba mi się ;)

    OdpowiedzUsuń