Piszcie, co sądzicie, o rozdziale i o sytuacji Max - Sharlyn oraz Sharlyn - Ethan!
Na koniec dedykuję ten rozdział Sówce, która mnie wspiera! I dedykuję jej mamię :D (pozdrów ją ode mnie!)
Ethan zaprosił mnie gestem dłoni, a
ja przeszłam obok niego, czując odór alkoholu, który atakował
moje nozdrza. Weszłam do pokoju, od razu rozglądając się za jakąś
bronią. Nie chciałam być bezbronna, gdy mężczyzna postanowiłby
mnie znów zaatakować. Na oblężonym przez książki biurku
dostrzegłam srebrny scyzoryk. Powoli posunęłam się w tamtą
stronę, odwracając i opierając rękami o blat biurka. Zaraz po
mnie do pokoju wkroczył Ethan. Wydawał się być... Inny. Nie bujał
się na boki, ale szedł pewnie, wyprostowany. Stanął w smudze w
światła, przez co mogłam mu się dokładnie przyjrzeć. Ogolił
się. Jego zazwyczaj zarośnięta twarz dziś lśniła w słońcu,
odmładzając go. Stanął naprzeciw mnie, uśmiechając się, lecz
nie tak, jak zwykle. Tym razem z jego twarzy emitowała serdeczność,
nie wrogość. Schował ręce do kieszeni dżinsowych spodni,
widocznie denerwując się. Postanowiłam skończyć z tym jak
najszybciej. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam.
- Chciałeś coś ode mnie?
Ethan wyciągnął jedną rękę z kieszeni i podnosząc ją do góry, przeczesał palcami lekko przetłuszczone włosy. Patrząc na niego w ten sposób, ze śmiałością mogłam stwierdzić, że wydawał się atrakcyjny. Jak najszybciej odgoniłam tą myśl od siebie, wyczekując odpowiedzi.
- Tak, chciałem – zaczął, opuszczając dłoń do pasa. - Sharlyn, chciałem przeprosić. Nie mam pojęcia co się ze mną działo. Nie chciałem nikogo skrzywdzić...
- Jesteś pewny? - przerywam mu, zirytowana chęcią tłumaczenia całego zła, które wyrządził. - Nie chciałeś bić mojej matki, tak? Tak samo nie chciałeś jej zdradzać, przyklejać się do mnie. To nie twoja wina, że leżałeś całymi dniami na kanapie, a wieczorem wychodziłeś się napić. Tak, to nie twoja wina, że wracałeś później pijany, mając wszystko w dupie. To pewnie wina demona.
Stoję i wlepiam wzrok w jego oczy. Problem tkwi w tym, że sama zdaję sobie sprawę, że to może nie być jego wina. Tak mówił Max, przekonany, że w jego ciele jest demon. Znów biorę głęboki wdech.
- Okej, rozumiem cię. Wybaczam.
Po tych słowach Ethan delikatnie się uśmiecha, co go nieźle odmładza. Robią mu się dołeczki, którymi niejedną kobietę mógłby zwalić z nóg. Zbliża się do mnie, rozkładając swoje ręce. Nie jestem pewna, co to ma znaczyć, więc tylko podnoszę brwi. Ten chyba tego nie zauważył, bo podszedł bliżej mnie, i przytulił do siebie. Robi mi się słabo i gorąco. Po ciele przechodzą dreszcze, a kiedy ten mnie puszcza, wszystko ustaję.
- Kocham twoją matkę, i to się nie zmieni. Nie chciałem robić takich rzeczy, obiecuję poprawę – dodał, po czym wyszedł z pokoju, zamykając drzwi. Zostaję sama w pokoju, z czego o dziwo się nie cieszę. Idę w stronę łóżka, i gdy już do niego dochodzę, delikatnie kładę się na kołdrze. Wbijam wzrok w sufit. Ethan wydaję się być miły, ale czy może oszukiwać? Chciałabym, aby na jakiś czas się od nas oddalił. Może matka zrozumiałaby, że nie jest to ktoś dla niej. Sama nie wiem, czy mu ufać. Moja klatka piersiowa powoli unosi się, a po chwili opada. Teraz moją głowę zalewa fala myśli o chłopcu z zielonymi oczami.
Dziś jest piątek. Pierwszy raz cieszę się, że idę do szkoły. Może nie do końca wypoczęta, ale z radością kieruję się do tego ponurego miejsca. Co jest tego powodem? Bardziej kto... Niestety Max. Rano, leżąc w pokoju cały czas o nim rozmyślałam. Nasuwają mi się pomysły, że ten chłopak może być moim bratem, co byłoby dość krępujące. Wyobraźcie sobie, ze jesteście zakochani. Każdy dotyk osoby, za którą wzdychacie jest jak mały zastrzyk energii. Uśmiech wywołuję motylki w brzuchu, a spojrzenie prosto w oczy... jest nie do opisania. Ja właśnie tak się czuję. Następnie wasze serce zostaje rzucone na podłogę i rozgniecione butem, gdyż dowiadujecie się, że obiekt waszych westchnień jest waszą rodziną. Dołujące, prawda? Najbardziej przeraża mnie fakt, że znam go dopiero dzień. Czuję się przyciągana przez jego osobę, jakbym była szpilką, a on ogromnym magnesem.
Pierwsza lekcja to matematyka. Pod salą dostrzegam Maxa, Roxi i Charliego. Cała trójka uśmiecha się radośnie, prawdopodobnie żartując na jakiś temat. Nie jestem pewna, czy chcę tam podchodzić. Gdy koło mnie jest ta dziewczyna i chłopak, czuję się dziwnie niechciana ze strony Maxa. Kiedy skręcam w stronę damskiej ubikacji, Roxi podnosi rękę w moją stronę, wołając moje imię. Już nie mam wyboru, muszę tam iść. Podchodzę i witam się z wszystkimi, wymuszając uśmiech. Staram się nie zerkać na Maxa. Gdy dzwoni dzwonek Roxi i Charlie wchodzą do sali, a ja podążam za nimi. Wtedy Max ciągnie mnie lekko za rękaw bluzy.
- Chciałbym z tobą pogadać – mówi bez zdenerwowania, co bardziej udziela się mnie. Kierujemy się na tyłu szkoły. Otwieram drzwi, chcąc wyjść na zewnątrz, ale chłopak wskazuję na schody do piwnicy. Wracam się i idę za nim. W sumie nigdy tu nie byłam. Zazwyczaj siedzę gdzieś na polu, z dala od innych ludzi, próbując wkuwać na kartkówki i sprawdziany. Schodzimy po betonowych schodach, pokrytych pyłem. Rozglądam się i zauważam pęknięcia na żółtych ścianach, które musiały być kiedyś białe. Nie wiem, ile szkoła ma lat. Jest tu, odkąd pamiętam, moja mama do niej chodziła i Damian też. Eva niestety udała się do innej szkoły, gdzie uczęszczał mój tata. Chciałam się do niej zapisać, ale siostra straszyła mnie, że jest zbyt dużo nauki, więc wybrałam mniej wymagającą opcję. Max otworzył drzwi, które kierują nas w dalszą część szkoły. Szukam włącznika światła, lecz kończy się to na obmacaniu całej ściany bez żadnego znaleziska. Wtedy Max przywołuję Zuko, którego futro jest niczym latarka. Oświetla naszą drogę. Teraz ja próbuję wezwać Ivara. Błagam go, aby się pojawił. Moje modły zostały wysłuchane,a przed sobą dostrzegam srebrne futro, poruszające się do przodu. Idziemy tak z Maxem, nie odzywając się do siebie. Po chwili ten zasiada na podłodze i dostrzegam przez smugi srebrnego światła, że poklepuję miejsce obok siebie. Także siadam na zimnym betonie, opierając się o ścianę. Zamykam oczy, odchylając głowę do tyłu. Wtedy czuję, że czyjeś ciepłe palce przesuwają się po moim policzku, odgarniając włosy za ucho.
- Jak się czujesz? - słyszę szept chłopaka.
- Mogło być gorzej. Dlaczego zeszliśmy aż tutaj?
- Chciałem odejść od nich wszystkich jak najdalej – tym razem mówi głośniej, a echo roznosi się po całym korytarzu.
- Mam pytanie – zaczynam, nie wiedząc, czy chcę poznać odpowiedź. - Kim był dla ciebie mój tata?
- Przyjaźnił się z moją matką... - zaczął Max, a ja już dalej nie miałam ochoty słuchać. Jakoś nawiedziła mnie jedna myśl, rodzina. Wstałam, chcąc jak najszybciej stąd wyjść. Sama nie wiem, dlaczego tak postępuję, ale chcę uciec. Jak najdalej stąd, od niego. Gdy zaczynam iść, czuję ręce, które obejmują mnie w pasie. Zaczynają nawiedzać mnie dreszcze, ale już nie chcę uciekać. Stoję niczym posąg, rozkoszując się tym uczuciem. Max zbliża swoje usta do mojego ucha. Niestety już raz spodziewałam się zbyt wiele, więc tym razem nie liczę na więcej.
- Był tylko jej przyjacielem – szepcze, delikatnie muskając wargami moją skórę. - Nic więcej, przysięgam ci.
Rozpływam się. Nie umiem protestować, więc pozwalam na tą przyjemność. Jego usta sięgają moich skroni, powoli schodząc w dół. Ciepły dotyk spotyka moje policzki, nos. Kiedy jest dość blisko, od pocałunku w usta, dzwoni jego telefon. W myślach klnę na osobę, która wybrała sobie tak wspaniały moment, aby zadzwonić. Potem sama zastanawiam się, jak można mieć w takim miejscu zasięg. Postanowiłam nie wnikać w jego prywatne sprawy, i uklękłam obok Ivara. Dlaczego nie pojawił się, kiedy go potrzebowałam? Chciałabym wiedzieć.
- Musimy już iść, zaraz zacznie się druga lekcja – poinformował mnie Max, chowając telefon do kieszeni. Tak szybko upłynął ten czas? Sama się dziwiłam, ale nie chciałam się spóźnić na kolejne zajęcia. Podniosłam się i zaczęłam zmierzać ku wyjściu. Chłopak szedł tuż obok mnie, zaplątując place z moimi. Szybko doszliśmy do wyjścia, otwierając drzwi dostrzegłam niezłe zbiorowisko na korytarzu. Ludzie stali w wielkim okręgu, z zafascynowaniem oglądając jakąś scenkę. Podeszłam bliżej, przepychając się z Maxem przez tłum. Dzięki wbijaniu łokci w żebra innych, dość szybko dostałam się w sam środek . Jedyne, na co zwróciłam uwagę, była zakrwawiona twarz Charliego. Dopiero później dostrzegłam Patricka, który wyglądał o wiele gorzej, krew posklejała jego włosy w kosmyki. Jeden z jego kolegów pomagał mu stać, gdyż ledwo co utrzymywał się na swoich nogach. W tej samej chwili zauważyłam Roxi, która podbiegła do Charliego. Także do niego podeszłam wraz z Maxem.
- Rozejść się! - krzyknął zielonooki chłopak, a reszta jakby w transie posłuchała go i udała się pod klasy. - Musimy cię gdzieś przenieść.
- Damska toaleta na piętrze, tam nikt nie chodzi – proponuję. Wszyscy pokiwali głowami na znak zgody. Max pomógł Charliemu wejść po schodach, a Roxi asekurowała ich z tyłu. Szybko uwinęliśmy się z przejściem. W damskiej toalecie chłopcy wyglądali na skrępowanych, ale to teraz nie miało znaczenia. Charlie oparł się o ścianę, a wtedy Roxi podeszła do niego. Byłam przekonana, że go pocałuję, czy chociaż przytuli, ale ona wymierzyła mu tylko siarczystego policzka.
- Co to do cholery było? - krzyknęła do chłopaka.
- No to co miałem zrobić?! - odpowiedział Charlie.
- Nic! Olać to, geniuszu!
- Powie nam ktoś, o co chodzi? - wtrącił się Max.
Roxi oparła się od drzwi jednej z kabin.
- Ten idiota.. - zaczęła, ale Charlie jej przerwał.
- Nie jestem idiotą.
- To dlaczego zachowujesz się jak idiota?
- Chciałem dobrze!
- Ale mnie to nie obchodzi! Jesteś jak dziecko!
- Stop! - krzyknęłam, miałam już dość takiej kłótni. - Z jakiego powodu tak przyłożyłeś Patrickowi?
Po tych słowach poczułam się dość dziwnie. Wszyscy spojrzeli na mnie, niczym na wroga. Nawet Max zdziwił się, niestety zabrzmiało to tak jakby martwiła się o tego idiotę.
- Zaczął się kleić do Roxi … - odpowiedział Charlie.
Wszystko jasne. Gdy w szkole pojawi się jakąś nowa, ładna dziewczyna, to Patrick ze swoją grupką polują na nią, niczym na jakieś zwierzę. Po jakimś czasie albo odpuszczają, albo dręczą ją dopóki nie zgodzi się z którymś pójść na randkę.
- To u nich normalne – rzekłam, próbując wytłumaczyć przez to chłopakowi, ze to naturalna rzecz w tej szkole, ale on nie bardzo chciał słuchać. Nie odpowiedział już, więc postanowiłam, że nie będę się mieszać w ich otoczenie i pójdę po apteczkę. Wyszłam na korytarz i ku swojemu zdziwieniu Patrick był już czysty, tylko na twarzy miał parę plastrów. Próbowałam go ominąć, jak zawsze, ale ten jak zwykle nie dał mi wygrać. Oparł się ramieniem o ścianę i czekał, aż sama podejdę. Niestety nie tym razem. Szłam przed siebie, zmierzając do gabinetu pielęgniarki. Gdy go omijałam, złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
- Gdzieś się śpieszysz, promyczku?
Odepchnęłam go z siłą, która mnie przeraziła. Dłonie zaczęły mnie piec, ale nie chciałam na nie spojrzeć. Dobrze wiedziałam, co właśnie zrobiłam. Znów ta dziwna siła. Zaczęłam biec, omijając wszystkich. Później skręciłam w prawo i wparowałam wprost do gabinetu pielęgniarki.
Lubię tu przychodzić. Często, gdy nie chce mi się siedzieć na lekcji, lub mam dość tych wszystkich matołów, przychodzę do higienistki. Pozwala mi tu przesiadywać godzinami. Dziś niestety jej nie zastałam. Szybko podeszłam do jej biurka i wyciągnęłam apteczkę z pierwszej szuflady. Potem wyszłam i jak najprędzej udałam się do łazienki. Gdy tam weszłam, Charlie był już czysty i opatrzony.
- Jak widzisz, radzimy sobie bez ciebie – powiedział chłopak. Nikt nie zaprzeczył, a Max odwrócił głowę w stronę okna, jakby obojętna by mu była moja obecność tutaj.
- No to miło – odpowiedziałam, rzucając apteczkę na podłogę i wychodząc z toalety. Nie miałam pojęcia dlaczego, ale zaczęłam płakać. Łzy pokryły moje policzki, tworząc lśniące strumyki. W głębi duszy obiecałam sobie, że Max musi zniknąć z mojego życia.
- Chciałeś coś ode mnie?
Ethan wyciągnął jedną rękę z kieszeni i podnosząc ją do góry, przeczesał palcami lekko przetłuszczone włosy. Patrząc na niego w ten sposób, ze śmiałością mogłam stwierdzić, że wydawał się atrakcyjny. Jak najszybciej odgoniłam tą myśl od siebie, wyczekując odpowiedzi.
- Tak, chciałem – zaczął, opuszczając dłoń do pasa. - Sharlyn, chciałem przeprosić. Nie mam pojęcia co się ze mną działo. Nie chciałem nikogo skrzywdzić...
- Jesteś pewny? - przerywam mu, zirytowana chęcią tłumaczenia całego zła, które wyrządził. - Nie chciałeś bić mojej matki, tak? Tak samo nie chciałeś jej zdradzać, przyklejać się do mnie. To nie twoja wina, że leżałeś całymi dniami na kanapie, a wieczorem wychodziłeś się napić. Tak, to nie twoja wina, że wracałeś później pijany, mając wszystko w dupie. To pewnie wina demona.
Stoję i wlepiam wzrok w jego oczy. Problem tkwi w tym, że sama zdaję sobie sprawę, że to może nie być jego wina. Tak mówił Max, przekonany, że w jego ciele jest demon. Znów biorę głęboki wdech.
- Okej, rozumiem cię. Wybaczam.
Po tych słowach Ethan delikatnie się uśmiecha, co go nieźle odmładza. Robią mu się dołeczki, którymi niejedną kobietę mógłby zwalić z nóg. Zbliża się do mnie, rozkładając swoje ręce. Nie jestem pewna, co to ma znaczyć, więc tylko podnoszę brwi. Ten chyba tego nie zauważył, bo podszedł bliżej mnie, i przytulił do siebie. Robi mi się słabo i gorąco. Po ciele przechodzą dreszcze, a kiedy ten mnie puszcza, wszystko ustaję.
- Kocham twoją matkę, i to się nie zmieni. Nie chciałem robić takich rzeczy, obiecuję poprawę – dodał, po czym wyszedł z pokoju, zamykając drzwi. Zostaję sama w pokoju, z czego o dziwo się nie cieszę. Idę w stronę łóżka, i gdy już do niego dochodzę, delikatnie kładę się na kołdrze. Wbijam wzrok w sufit. Ethan wydaję się być miły, ale czy może oszukiwać? Chciałabym, aby na jakiś czas się od nas oddalił. Może matka zrozumiałaby, że nie jest to ktoś dla niej. Sama nie wiem, czy mu ufać. Moja klatka piersiowa powoli unosi się, a po chwili opada. Teraz moją głowę zalewa fala myśli o chłopcu z zielonymi oczami.
Dziś jest piątek. Pierwszy raz cieszę się, że idę do szkoły. Może nie do końca wypoczęta, ale z radością kieruję się do tego ponurego miejsca. Co jest tego powodem? Bardziej kto... Niestety Max. Rano, leżąc w pokoju cały czas o nim rozmyślałam. Nasuwają mi się pomysły, że ten chłopak może być moim bratem, co byłoby dość krępujące. Wyobraźcie sobie, ze jesteście zakochani. Każdy dotyk osoby, za którą wzdychacie jest jak mały zastrzyk energii. Uśmiech wywołuję motylki w brzuchu, a spojrzenie prosto w oczy... jest nie do opisania. Ja właśnie tak się czuję. Następnie wasze serce zostaje rzucone na podłogę i rozgniecione butem, gdyż dowiadujecie się, że obiekt waszych westchnień jest waszą rodziną. Dołujące, prawda? Najbardziej przeraża mnie fakt, że znam go dopiero dzień. Czuję się przyciągana przez jego osobę, jakbym była szpilką, a on ogromnym magnesem.
Pierwsza lekcja to matematyka. Pod salą dostrzegam Maxa, Roxi i Charliego. Cała trójka uśmiecha się radośnie, prawdopodobnie żartując na jakiś temat. Nie jestem pewna, czy chcę tam podchodzić. Gdy koło mnie jest ta dziewczyna i chłopak, czuję się dziwnie niechciana ze strony Maxa. Kiedy skręcam w stronę damskiej ubikacji, Roxi podnosi rękę w moją stronę, wołając moje imię. Już nie mam wyboru, muszę tam iść. Podchodzę i witam się z wszystkimi, wymuszając uśmiech. Staram się nie zerkać na Maxa. Gdy dzwoni dzwonek Roxi i Charlie wchodzą do sali, a ja podążam za nimi. Wtedy Max ciągnie mnie lekko za rękaw bluzy.
- Chciałbym z tobą pogadać – mówi bez zdenerwowania, co bardziej udziela się mnie. Kierujemy się na tyłu szkoły. Otwieram drzwi, chcąc wyjść na zewnątrz, ale chłopak wskazuję na schody do piwnicy. Wracam się i idę za nim. W sumie nigdy tu nie byłam. Zazwyczaj siedzę gdzieś na polu, z dala od innych ludzi, próbując wkuwać na kartkówki i sprawdziany. Schodzimy po betonowych schodach, pokrytych pyłem. Rozglądam się i zauważam pęknięcia na żółtych ścianach, które musiały być kiedyś białe. Nie wiem, ile szkoła ma lat. Jest tu, odkąd pamiętam, moja mama do niej chodziła i Damian też. Eva niestety udała się do innej szkoły, gdzie uczęszczał mój tata. Chciałam się do niej zapisać, ale siostra straszyła mnie, że jest zbyt dużo nauki, więc wybrałam mniej wymagającą opcję. Max otworzył drzwi, które kierują nas w dalszą część szkoły. Szukam włącznika światła, lecz kończy się to na obmacaniu całej ściany bez żadnego znaleziska. Wtedy Max przywołuję Zuko, którego futro jest niczym latarka. Oświetla naszą drogę. Teraz ja próbuję wezwać Ivara. Błagam go, aby się pojawił. Moje modły zostały wysłuchane,a przed sobą dostrzegam srebrne futro, poruszające się do przodu. Idziemy tak z Maxem, nie odzywając się do siebie. Po chwili ten zasiada na podłodze i dostrzegam przez smugi srebrnego światła, że poklepuję miejsce obok siebie. Także siadam na zimnym betonie, opierając się o ścianę. Zamykam oczy, odchylając głowę do tyłu. Wtedy czuję, że czyjeś ciepłe palce przesuwają się po moim policzku, odgarniając włosy za ucho.
- Jak się czujesz? - słyszę szept chłopaka.
- Mogło być gorzej. Dlaczego zeszliśmy aż tutaj?
- Chciałem odejść od nich wszystkich jak najdalej – tym razem mówi głośniej, a echo roznosi się po całym korytarzu.
- Mam pytanie – zaczynam, nie wiedząc, czy chcę poznać odpowiedź. - Kim był dla ciebie mój tata?
- Przyjaźnił się z moją matką... - zaczął Max, a ja już dalej nie miałam ochoty słuchać. Jakoś nawiedziła mnie jedna myśl, rodzina. Wstałam, chcąc jak najszybciej stąd wyjść. Sama nie wiem, dlaczego tak postępuję, ale chcę uciec. Jak najdalej stąd, od niego. Gdy zaczynam iść, czuję ręce, które obejmują mnie w pasie. Zaczynają nawiedzać mnie dreszcze, ale już nie chcę uciekać. Stoję niczym posąg, rozkoszując się tym uczuciem. Max zbliża swoje usta do mojego ucha. Niestety już raz spodziewałam się zbyt wiele, więc tym razem nie liczę na więcej.
- Był tylko jej przyjacielem – szepcze, delikatnie muskając wargami moją skórę. - Nic więcej, przysięgam ci.
Rozpływam się. Nie umiem protestować, więc pozwalam na tą przyjemność. Jego usta sięgają moich skroni, powoli schodząc w dół. Ciepły dotyk spotyka moje policzki, nos. Kiedy jest dość blisko, od pocałunku w usta, dzwoni jego telefon. W myślach klnę na osobę, która wybrała sobie tak wspaniały moment, aby zadzwonić. Potem sama zastanawiam się, jak można mieć w takim miejscu zasięg. Postanowiłam nie wnikać w jego prywatne sprawy, i uklękłam obok Ivara. Dlaczego nie pojawił się, kiedy go potrzebowałam? Chciałabym wiedzieć.
- Musimy już iść, zaraz zacznie się druga lekcja – poinformował mnie Max, chowając telefon do kieszeni. Tak szybko upłynął ten czas? Sama się dziwiłam, ale nie chciałam się spóźnić na kolejne zajęcia. Podniosłam się i zaczęłam zmierzać ku wyjściu. Chłopak szedł tuż obok mnie, zaplątując place z moimi. Szybko doszliśmy do wyjścia, otwierając drzwi dostrzegłam niezłe zbiorowisko na korytarzu. Ludzie stali w wielkim okręgu, z zafascynowaniem oglądając jakąś scenkę. Podeszłam bliżej, przepychając się z Maxem przez tłum. Dzięki wbijaniu łokci w żebra innych, dość szybko dostałam się w sam środek . Jedyne, na co zwróciłam uwagę, była zakrwawiona twarz Charliego. Dopiero później dostrzegłam Patricka, który wyglądał o wiele gorzej, krew posklejała jego włosy w kosmyki. Jeden z jego kolegów pomagał mu stać, gdyż ledwo co utrzymywał się na swoich nogach. W tej samej chwili zauważyłam Roxi, która podbiegła do Charliego. Także do niego podeszłam wraz z Maxem.
- Rozejść się! - krzyknął zielonooki chłopak, a reszta jakby w transie posłuchała go i udała się pod klasy. - Musimy cię gdzieś przenieść.
- Damska toaleta na piętrze, tam nikt nie chodzi – proponuję. Wszyscy pokiwali głowami na znak zgody. Max pomógł Charliemu wejść po schodach, a Roxi asekurowała ich z tyłu. Szybko uwinęliśmy się z przejściem. W damskiej toalecie chłopcy wyglądali na skrępowanych, ale to teraz nie miało znaczenia. Charlie oparł się o ścianę, a wtedy Roxi podeszła do niego. Byłam przekonana, że go pocałuję, czy chociaż przytuli, ale ona wymierzyła mu tylko siarczystego policzka.
- Co to do cholery było? - krzyknęła do chłopaka.
- No to co miałem zrobić?! - odpowiedział Charlie.
- Nic! Olać to, geniuszu!
- Powie nam ktoś, o co chodzi? - wtrącił się Max.
Roxi oparła się od drzwi jednej z kabin.
- Ten idiota.. - zaczęła, ale Charlie jej przerwał.
- Nie jestem idiotą.
- To dlaczego zachowujesz się jak idiota?
- Chciałem dobrze!
- Ale mnie to nie obchodzi! Jesteś jak dziecko!
- Stop! - krzyknęłam, miałam już dość takiej kłótni. - Z jakiego powodu tak przyłożyłeś Patrickowi?
Po tych słowach poczułam się dość dziwnie. Wszyscy spojrzeli na mnie, niczym na wroga. Nawet Max zdziwił się, niestety zabrzmiało to tak jakby martwiła się o tego idiotę.
- Zaczął się kleić do Roxi … - odpowiedział Charlie.
Wszystko jasne. Gdy w szkole pojawi się jakąś nowa, ładna dziewczyna, to Patrick ze swoją grupką polują na nią, niczym na jakieś zwierzę. Po jakimś czasie albo odpuszczają, albo dręczą ją dopóki nie zgodzi się z którymś pójść na randkę.
- To u nich normalne – rzekłam, próbując wytłumaczyć przez to chłopakowi, ze to naturalna rzecz w tej szkole, ale on nie bardzo chciał słuchać. Nie odpowiedział już, więc postanowiłam, że nie będę się mieszać w ich otoczenie i pójdę po apteczkę. Wyszłam na korytarz i ku swojemu zdziwieniu Patrick był już czysty, tylko na twarzy miał parę plastrów. Próbowałam go ominąć, jak zawsze, ale ten jak zwykle nie dał mi wygrać. Oparł się ramieniem o ścianę i czekał, aż sama podejdę. Niestety nie tym razem. Szłam przed siebie, zmierzając do gabinetu pielęgniarki. Gdy go omijałam, złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
- Gdzieś się śpieszysz, promyczku?
Odepchnęłam go z siłą, która mnie przeraziła. Dłonie zaczęły mnie piec, ale nie chciałam na nie spojrzeć. Dobrze wiedziałam, co właśnie zrobiłam. Znów ta dziwna siła. Zaczęłam biec, omijając wszystkich. Później skręciłam w prawo i wparowałam wprost do gabinetu pielęgniarki.
Lubię tu przychodzić. Często, gdy nie chce mi się siedzieć na lekcji, lub mam dość tych wszystkich matołów, przychodzę do higienistki. Pozwala mi tu przesiadywać godzinami. Dziś niestety jej nie zastałam. Szybko podeszłam do jej biurka i wyciągnęłam apteczkę z pierwszej szuflady. Potem wyszłam i jak najprędzej udałam się do łazienki. Gdy tam weszłam, Charlie był już czysty i opatrzony.
- Jak widzisz, radzimy sobie bez ciebie – powiedział chłopak. Nikt nie zaprzeczył, a Max odwrócił głowę w stronę okna, jakby obojętna by mu była moja obecność tutaj.
- No to miło – odpowiedziałam, rzucając apteczkę na podłogę i wychodząc z toalety. Nie miałam pojęcia dlaczego, ale zaczęłam płakać. Łzy pokryły moje policzki, tworząc lśniące strumyki. W głębi duszy obiecałam sobie, że Max musi zniknąć z mojego życia.
Ta opowieść wychodzi za wszelkie granice! Jest wzruszająca i ciekawa, smutna i wesoła, a to wszystko jednocześnie. Ciekawi mnie postać Maxa. Ma dziwny charakter. Raz jest z Shar i z nią szczerze rozmawia, a potem ją ignoruje. To bardzo przejmujące. Podoba mi się postać Roxi, nie obchodzi się zbyt delikatnie ze swoimi znajomymi i to jest fajne xD Ale mam nadzieje, że Z POŁĄCZENIA ETHAN-SHAR NIC NIE BĘDZIE. To Max ma być jej chłopakiem xd Masz fajny styl i talent do pisania. Piszesz bardzo składnie. Wszystko ma sens. Widzę, że dialogi nie sprawiają ci żadnych trudności. Widzę dla ciebie świetną pisarską przyszłość! Będziesz jak Nico Di'Angelo w świecie pisarskim. Jest Moc!
OdpowiedzUsuńŚwietna była ta akcja w piwnicy! :D Strasznie mnie dziwi zachowanie Maxa przy Roxi i Charliem ;/ No to pisz następny, bo jestem ciekawa dalszym losem Sharxa (mogę to tak nazywać? Xd ) a ten Ethan? On udaje czy bez tego demona jest taki.miły? A może Max mu coś zrobił jak go dzgnal :o Nic tylko pozostaje czekać na dalszą cześć ;D
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że kolejny rozdział pojawił się tak szybko. Chyba podobał mi się bardziej niż poprzedni. Relacja Maxa i Sharlyn jest cały czas dla mnie nie jasna, więc jeśli masz jakiś pomysł na to, byłabym wdzięczna za przedstawienie łatwiej tej sprawy. A Ethan.. hmm.. zachował się w tym rozdziale zupełnie inaczej i chyba wolę żeby taki pozostał. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, mam nadzieję że będzie równie szybko :)
OdpowiedzUsuńWchodze na kompa, myślę sobie "aaa, pewnie nie będzie nowego rozdziału", patrzę i JEST! Omatkoomatkoomatko, Max <3 Max jest mój <3 Wiesz, że ja to czytam prawie jak książkę? No biście *.* Max <3 Teraz nie jestem w stanie myśleć o niczym innym. Przez ciebie nie zasnę! Zła kobieto, demoralizujesz mnie ( hahah, jakbym już nie była zdemoralizowana :p) Dobra, powtórzę jeszcze raz: Max <3
OdpowiedzUsuńTen blog jest genialny. Wszystko jest boskie.
Się rozpisałam xD Moje komentarze = jak pisać, by nic konkretnego nie napisać, a komentarz zajął pół strony. Ale jest późno, nie wymagajcie ode mnie zbyt wiele.
Weź mi pisz szybko nowy rozdział, bo nie moge się doczekać ;*
*.* *.* *.*.
OdpowiedzUsuńRozdział był dla mnie cudowny.
Przeklęte telefony.
Trzymasz mnie w napięciu.
Max oraz Sharlyn mają byc razem.
Dziekuję.
Rizdział zaczepisty córko Hadesa. Jam córka Ann :D i Percy'ego :*
Czyli...tak jakby jesteś moją ciocią buhahaha
Pozdrawiam
Dżerrka
Promyczku, jak zwykle zajebiste *-* Czekam na więcej, Kosek :D
OdpowiedzUsuńGenialny
OdpowiedzUsuńFajnie, że tak szybko się pojawił nowy rozdział ;)
Akacja się rozwija - super
Zaczynam się uzależniać ;P Aż się nie mogę wysłowić, tak jestem porażona i zachwycona.
Ale żeby nie było tak kolorowo: są malutkie, malusieńkie literówki nad którymi popracuj
Katerina