Kolejny rozdział. ((:
Przepraszam, ze tak długo czekaliście, ale zastanawiałam się trochę nad akcją w tej notce... Mam nadzieję, że będzie się podobać. Liczę na wasze komentarze, pomagają się one pozbierać i napisać nowy rozdział!
Miłego czytania.
Rozdział ponownie dedykuję dla Mściwej, kiedyś pójdziemy na tą kawę. ♥
Czas
leciał niczym strzał z bicza. Daniel odwiedzał mnie praktycznie
codziennie, przynosząc ze sobą różne nowinki. Niekiedy zjawiali
się też pozostali, próbując mnie pocieszyć, czy chociażby
sprawdzić czystość w mojej celi. Podobno Max nakrzyczał na kogoś
odpowiedzialnego za porządek na wyższych piętrach siedziby.
Wcześniej nikogo nie obchodziło, w jakich warunkach żyją
więźniowie, ale po kłótni z synem przewodniczącego Rady personel
dość staranie przykładał się, abym czuła się niemal jak w
domu. W myślach dziękowałam Maxowi, za to, co robił, ale w
przypadkach, gdy spotykaliśmy się w mojej celi tylko we dwoje, nie
byłam w stanie wydusić z siebie żadnych normalnych słów. Po
prostu mnie zatykało, przytakiwałam tylko głową, gdy coś mówił.
On też nie zachowywał się normalnie. Wyglądało to tak, jakby
myślami odleciał do jakiejś nieznanej nam krainy i tam się
zamknął. Tłumaczył to wszystko tym, że musi się nad czymś
skupić. Wolałam głębiej nie wnikać, dając mu swobodę. W końcu
nie powinny mnie obchodzić jego prywatne sprawy.
Zadziwiał mnie fakt, że nikogo nie obchodziło, że jestem dość często odwiedzana. No bo gdybym ja była członkinią Rady, i dowiedziałabym się, że syn przewodniczącego, jak i jego towarzystwo tak często odwiedza lochy, na pewno przyjrzałabym się bliżej tej sprawie. Możliwe, że są bandą idiotów, lub po prostu są świetnie przygotowani. Automaty może i nie słyszą, o czym rozmawiamy, ale wystarczyłby jeden mój ruch w stronę wolności, a naboje ich broni przeszyłyby całe moje ciało. Dochodzi do tego wszystkiego jeszcze to dziwne pole, które nie pozwala wyjść z celi. Rada na pewno nie wie, że posiadam pierścień, który umożliwia mi przekroczenie granicy tego ohydnego miejsca, więc nie mają się czym martwić. Kolejnym strapieniem jest ten cholerny nadajnik. Niestety nie odkryliśmy sposobu na zneutralizowanie urządzenia, aż do pewnego dnia, gdy Roxi wbiegła do celi uśmiechając się od ucha do ucha.
- Idziemy, zbieraj się! - powiedziała, po czym rzuciła mi pierścień.
Przechyliłam głowę w bok patrząc na nią jak na wariatkę.
- Może zjadłaś za dużo cukru, co? Albo wiem, Cass dała ci się napić kawy!
- Sharlyn, nie pora na żarty, ruszaj tyłek, bo nie mamy za dużo czasu – machnęła ręką zataczając wielkie koło. - Chcesz tu zostać, czy wolisz wrócić do domu?
Czy ja dalej posiadałam dom? Sama nie wiem, ale czasu spędziłam w tej celi. Ciekawe, co moja rodzina sobie myślała. Zniknęłam bez słowa, może mnie szukają? Stop. Musiałam się ocknąć, nie miałam czasu na takie przemyślenia. Ruszyłam za Roxi, a gdy przeszłam obok automatów, te nie poruszyły się, byłam dla nich niewidoczna?! Przecież miałam ten diaboliczny nadajnik na karku, powinni mnie właśnie rozstrzelać, ale nadal żyłam!
- Roxi, ale jak to możliwe?! - wykrzyczałam, nie wierząc w to, czego właśnie doświadczyłam. Dziewczyna odwróciła się i mrugnęła do mnie.
- Wszystko wytłumaczymy ci dokładniej, gdy już się stąd wydostaniemy. Na zewnątrz czeka na nas Max, Daniel i Cass, a Charlie i Cher mają oko na patrol zewnętrzny. Gdy już stąd wyjdziemy, będą musieli jakoś odciągnąć ich uwagę. Wtedy my szybko ukryjemy się na jakiś czas w lesie.
- Wszystko brzmi fajnie, a co potem?
- Potem, ee – dziewczyna przeczesała włosy ręką, dalej brnąc przed siebie. Mijaliśmy kolejne cele, które były puste. Miałam przeczucie, że jesteśmy coraz bliżej wyjścia. - Reszty jeszcze nie obmyśliłam, ale coś na pewno się wymyśli!
Miałam ochotę ją ochrzanić, ale zapewne sama nie wymyśliłabym nawet tyle co oni, więc postanowiłam dać się prowadzić i nie narzekać. Następne metry pokonałyśmy biegiem, a gdy pojawiły się dwa inne korytarze, skręciłyśmy w pierwszy z lewej. Wolałam zapamiętywać, gdzie szłyśmy, gdybym kiedyś ponownie musiała uciekać. Tutejsza część lochów wyglądała na starszą. Ściany były zimne i wilgotne, niekiedy pokrywał je mech. Podłoga z kamiennej zmieniła się w ubitą ziemię, a z sklepienia opadały najprawdopodobniej korzenie. Roiło się tutaj od pajęczyn, więc już po chwili byłyśmy razem z Roxi owinięte srebrzystymi nićmi. Skręciłyśmy jeszcze dwa razy w lewo, następnie w prawo, aż przed naszymi oczyma pojawiły się schody. Dziewczyna bez namysłu rzuciła się przed siebie, szybko pokonując stopnie. Mnie przyszło to z trudem. Po tylu dniach w zamknięciu trudno było tak szybko odzyskać kondycję, do tego schody były dość strome. Gdy udało mi się pokonać tą tragiczną przeszkodę, spojrzałam w dół i wystawiłam język, uśmiechając się zwycięsko. Myślałam, że to już koniec tortur, ale Roxi nadal biegła. Rozejrzałam się dookoła, lecz nie zauważyłam żadnego budynku, a nawet muru, o którym wszyscy zawsze tak dużo gadali. Znajdowałyśmy się na olbrzymiej polanie otoczonej wysokimi drzewami. Gdy zrobiłam parę kroków do przodu, schody po prostu znikły, a na ich miejscu zmaterializował się kawał ziemi porośnięty trawą. Kiedy znów spojrzałam w stronę Roxi, ta stała na skraju lasu, machając do mnie ręką. Obok niej znajdowało się dwóch chłopców i dziewczyna. Powoli ruszyłam w ich kierunku, a gdy już znalazłam się obok, opadłam na trawę ciesząc się poranną rosą. Reszta także usiadła, tworząc okrąg. Liczyłam na jakieś wyjaśnienie całej tej sprawy.
- Kiedy Charlie i Cher dadzą nam sygnał będziemy musieli ruszać – powiedział Daniel, a następnie spojrzał na mnie. - Czyli możesz sobie chwile odpocząć.
- Jakby już tego nie robiła, geniuszu – roześmiała się Cass, podała coś Maxowi, a potem razem z Danielem wstała. - Pójdziemy zobaczyć, czy jakiś automat nie kręci się po okolicy.
- Ale przecież mówiliście, że automaty są zsyłane do lochów, więc co miałyby tutaj robić?
- Nie, Sharlyn, musiałaś źle zrozumieć – odezwał się Max. - Automaty z wadliwym oprogramowaniem patrolują lochy, czyli ci, którzy nic nie słyszą, a reszta bez żadnych wad zajmuje się całą resztą. Są odpowiedzialni za ochronę Rady jak i całego dziadostwa.
- Oh, uważasz za dziadostwo coś, czym rządzi twój ojciec? - parsknęłam, nie mogąc się powstrzymać. Musiałam się jakoś wyżyć, a przez przypadek wypadło na niego.
- Hej, wyluzuj – Roxi położyła dłoń na moim ramieniu. - Pójdę razem z nimi oglądnąć okolicę, a wy tu sobie pogadajcie – ruszyła w stronę Casss i Daniela, a gdy zniknęła z zasięgu mojego wzroku, usłyszałam jej głos– tylko się nie pozabijajcie!
- Masz to jak w banku – mruknęłam do siebie.
Nie miałam najmniejszej ochoty siedzieć z nim tutaj sama, ale co mogłam na to poradzić. Musimy działać grupowo, polegać na sobie.
- Przepraszam – rękę przyłożyłam do swojego brzucha. Bałam się tego, co chciałam powiedzieć. Nie. Bałam się tego, jak Max mi odpowie. - Nie chciałam na ciebie tak naskoczyć... Rozumiem, nie masz wpływu na to, kim jest twój ojciec. jeszcze raz przepraszam.
Pierwszy raz od dawna ujrzałam jego uśmiech. Przypomniał mi się jego pierwszy dzień w szkole, pamiętałam, że nosił wtedy koszulkę z napisem „JUST SMILE”. Widok wspomnienia także wywołał u mnie uśmiech.
- Jesteś na mnie wkurzona, nic na to nie poradzę. Też cię przepraszam, za wszystko.
- Max, przestań...
- Sharlyn, ja rozumiem. Przeze mnie cierpisz, zadałem ci tyle bólu... Chcę tylko, abyś wiedziała, że będę czekał, aż mi wybaczysz. Aż będziesz w stanie wybaczyć, o ile taka chwila nadejdzie.
- Ja... Znaczy... - próbowałam jakoś zacząć zdanie, ale Max już wstał i zaczął się rozglądać, jakby nie czekał na odpowiedź. - Ja chcę ci wybaczyć! - krzyknęłam, nerwowo pocierając dłonią o dłoń. - Tylko muszę być na to gotowa. W głębi serca wiem, że nadejdzie taka chwila, gdy odpuszczę, ale musisz poczekać. Chcę powiedzieć „wybaczam” wiedząc, że zrobiłam to tak, jak należy.
- Wiesz, zawsze.... - chłopak nie dokończył, bo usłyszeliśmy krzyki. Zza drzew wybiegła reszta naszej grupy, wymachując rękoma. Daniel pomagał Cassandrze iść naprzód. Czyżby ktoś ją postrzelił? Prawą ręką ściskała swój lewy bok, a dłoń miała całą w szkarłatnej mazi... Krwawiła. Podniosłam się, gdy Charlie krzyknął, abyśmy uciekali. Nie miałam siły biec, ale gdy pomyślałam, że mogę zaraz umrzeć, nie minęła sekunda, a ja dogoniłam Maxa. Ten złapał mnie za nadgarstek i ciągnął za sobą. Po chwili przy jego nodze pojawił się Zuko, który natychmiast zawrócił i rzucił się na przeciwników wybiegających z lasu, co na chwilę ich zatrzymało. Było ich około pięciu, niby mało, łatwo ich pokonać, ale mieli broń. Próbowali strzelać w zwierzę, ale ten robił uniki, a po chwili do wilka dołączyła się pantera, sowa, lew i jeleń. Poruszały się w zadziwiającym tempie, nawet jak na zwierzęta. Wiedziałam jednak, że nie dadzą rady całkowicie odciągnąć uwagi tych kolesi od nas, tym bardziej, ze Cass była ranna.
- Przywołaj Ivara! - krzyczał do mnie Max.
- Co mam przywołać?!
- Przywołaj Ivara, Sharlyn, nie mamy czasu!
Nie miałam zielonego pojęcia, o co mu chodziło. Jakiego Ivara? Gdy ponownie odwróciłam się do tyłu, ujrzałam, że Cass i Daniel leżą na ziemi. Musieli się potknąć.
- Cholera, nie uda nam się uciec, jeśli ona się nie podniesie. Sharlyn, Ivar! - nalegał Max, po czym podbiegł do tamtej dwójki. Spojrzałam na drugą stronę polany i przeraziłam się. Po tamtych zwierzętach został już tylko świecący pył, a automaty biegły w naszą stronę. Spanikowałam, i rzuciłam się w stronę przyjaciół. Może i polana była ogromna, a nas od nich dzielił spory kawał drogi, i tak powinni nas dogonić.
- Zo...zostawcie mnie...nie dam rady... - mamrotała Cassandra pod nosem, próbując nie zamykać powiek. Daniel objął ją w pasie, próbując pomóż jej wstać, lecz ta wydała tylko ciche jęki.
- Nie zostawię cię! Nigdy, zrozumiałaś?! Nidy! - chłopak krzyczał, a po jego policzkach spływały łzy. Całe te emocje zadziałały także na mnie, ale wiedziałam, że nie mogę płakać. Nie mogę, muszę być twarda.
- Spróbujmy razem – zaproponowałam, patrząc na Daniela, a ten tylko szybko kiwnął głową, i zaczął ją podnosić. Ja stałam z przodu, aby Cass mogła się na mnie oprzeć. Gdy już stała, a chłopak pobiegł pomóc reszcie, usłyszałam strzały, a jej ciało gwałtownie poleciało w przód, wprost na mnie. Podtrzymywałam ją, aby ponownie nie upadła. Jej głowa ułożyła się na moim ramieniu.
- Pilnuj go, Shar. Nie pozwól, by sobie cokolwiek zrobił. Musi iść dalej – wyszeptała Cass, zamykając powieki. Już nie słyszałam jej zdyszanego oddechu walczącego o powietrze. Już nie próbowała utrzymać się w pionie i iść dalej. Jej brązowy podkoszulek momentalnie nasiąknął krwią, a głowa odchyliła się do tyłu. Nikt nie widział całej tej sytuacji, bo wszyscy stali przed nami, dobijając ostatni automat, który trzymał w dłoniach broń. To on musiał strzelić.
- Hej, Cass, nie poddawaj się! - na początku mój głos był cichy i stłumiony przez szloch, ale po chwili zaczęłam krzyczeć, potrząsać ciałem Cass. - Słyszysz mnie?! Nie możesz teraz od nas odejść, nie teraz! Cassandro, słyszysz mnie?! Wstań! - mówiąc to sama opadłam na kolana, a ciało dziewczyny ponownie oparło się o moją klatkę piersiową. Moje serce biło w szalonym tempie. - Proszę... Cassandra, nie zostawiaj nas... Nie zostawiaj mnie! Natychmiast wstań! Musisz wstać, musisz! - sama już nie wiedziałam, czy mówię do niej czy do siebie. Było mnie to obojętne, straciłam kogoś bliskiego. Wtuliłam się w jej ciało, błagając, aby otworzyła oczy i znów się śmiała. Musiała przeżyć, nie mogła tak po prostu odejść.
Zadziwiał mnie fakt, że nikogo nie obchodziło, że jestem dość często odwiedzana. No bo gdybym ja była członkinią Rady, i dowiedziałabym się, że syn przewodniczącego, jak i jego towarzystwo tak często odwiedza lochy, na pewno przyjrzałabym się bliżej tej sprawie. Możliwe, że są bandą idiotów, lub po prostu są świetnie przygotowani. Automaty może i nie słyszą, o czym rozmawiamy, ale wystarczyłby jeden mój ruch w stronę wolności, a naboje ich broni przeszyłyby całe moje ciało. Dochodzi do tego wszystkiego jeszcze to dziwne pole, które nie pozwala wyjść z celi. Rada na pewno nie wie, że posiadam pierścień, który umożliwia mi przekroczenie granicy tego ohydnego miejsca, więc nie mają się czym martwić. Kolejnym strapieniem jest ten cholerny nadajnik. Niestety nie odkryliśmy sposobu na zneutralizowanie urządzenia, aż do pewnego dnia, gdy Roxi wbiegła do celi uśmiechając się od ucha do ucha.
- Idziemy, zbieraj się! - powiedziała, po czym rzuciła mi pierścień.
Przechyliłam głowę w bok patrząc na nią jak na wariatkę.
- Może zjadłaś za dużo cukru, co? Albo wiem, Cass dała ci się napić kawy!
- Sharlyn, nie pora na żarty, ruszaj tyłek, bo nie mamy za dużo czasu – machnęła ręką zataczając wielkie koło. - Chcesz tu zostać, czy wolisz wrócić do domu?
Czy ja dalej posiadałam dom? Sama nie wiem, ale czasu spędziłam w tej celi. Ciekawe, co moja rodzina sobie myślała. Zniknęłam bez słowa, może mnie szukają? Stop. Musiałam się ocknąć, nie miałam czasu na takie przemyślenia. Ruszyłam za Roxi, a gdy przeszłam obok automatów, te nie poruszyły się, byłam dla nich niewidoczna?! Przecież miałam ten diaboliczny nadajnik na karku, powinni mnie właśnie rozstrzelać, ale nadal żyłam!
- Roxi, ale jak to możliwe?! - wykrzyczałam, nie wierząc w to, czego właśnie doświadczyłam. Dziewczyna odwróciła się i mrugnęła do mnie.
- Wszystko wytłumaczymy ci dokładniej, gdy już się stąd wydostaniemy. Na zewnątrz czeka na nas Max, Daniel i Cass, a Charlie i Cher mają oko na patrol zewnętrzny. Gdy już stąd wyjdziemy, będą musieli jakoś odciągnąć ich uwagę. Wtedy my szybko ukryjemy się na jakiś czas w lesie.
- Wszystko brzmi fajnie, a co potem?
- Potem, ee – dziewczyna przeczesała włosy ręką, dalej brnąc przed siebie. Mijaliśmy kolejne cele, które były puste. Miałam przeczucie, że jesteśmy coraz bliżej wyjścia. - Reszty jeszcze nie obmyśliłam, ale coś na pewno się wymyśli!
Miałam ochotę ją ochrzanić, ale zapewne sama nie wymyśliłabym nawet tyle co oni, więc postanowiłam dać się prowadzić i nie narzekać. Następne metry pokonałyśmy biegiem, a gdy pojawiły się dwa inne korytarze, skręciłyśmy w pierwszy z lewej. Wolałam zapamiętywać, gdzie szłyśmy, gdybym kiedyś ponownie musiała uciekać. Tutejsza część lochów wyglądała na starszą. Ściany były zimne i wilgotne, niekiedy pokrywał je mech. Podłoga z kamiennej zmieniła się w ubitą ziemię, a z sklepienia opadały najprawdopodobniej korzenie. Roiło się tutaj od pajęczyn, więc już po chwili byłyśmy razem z Roxi owinięte srebrzystymi nićmi. Skręciłyśmy jeszcze dwa razy w lewo, następnie w prawo, aż przed naszymi oczyma pojawiły się schody. Dziewczyna bez namysłu rzuciła się przed siebie, szybko pokonując stopnie. Mnie przyszło to z trudem. Po tylu dniach w zamknięciu trudno było tak szybko odzyskać kondycję, do tego schody były dość strome. Gdy udało mi się pokonać tą tragiczną przeszkodę, spojrzałam w dół i wystawiłam język, uśmiechając się zwycięsko. Myślałam, że to już koniec tortur, ale Roxi nadal biegła. Rozejrzałam się dookoła, lecz nie zauważyłam żadnego budynku, a nawet muru, o którym wszyscy zawsze tak dużo gadali. Znajdowałyśmy się na olbrzymiej polanie otoczonej wysokimi drzewami. Gdy zrobiłam parę kroków do przodu, schody po prostu znikły, a na ich miejscu zmaterializował się kawał ziemi porośnięty trawą. Kiedy znów spojrzałam w stronę Roxi, ta stała na skraju lasu, machając do mnie ręką. Obok niej znajdowało się dwóch chłopców i dziewczyna. Powoli ruszyłam w ich kierunku, a gdy już znalazłam się obok, opadłam na trawę ciesząc się poranną rosą. Reszta także usiadła, tworząc okrąg. Liczyłam na jakieś wyjaśnienie całej tej sprawy.
- Kiedy Charlie i Cher dadzą nam sygnał będziemy musieli ruszać – powiedział Daniel, a następnie spojrzał na mnie. - Czyli możesz sobie chwile odpocząć.
- Jakby już tego nie robiła, geniuszu – roześmiała się Cass, podała coś Maxowi, a potem razem z Danielem wstała. - Pójdziemy zobaczyć, czy jakiś automat nie kręci się po okolicy.
- Ale przecież mówiliście, że automaty są zsyłane do lochów, więc co miałyby tutaj robić?
- Nie, Sharlyn, musiałaś źle zrozumieć – odezwał się Max. - Automaty z wadliwym oprogramowaniem patrolują lochy, czyli ci, którzy nic nie słyszą, a reszta bez żadnych wad zajmuje się całą resztą. Są odpowiedzialni za ochronę Rady jak i całego dziadostwa.
- Oh, uważasz za dziadostwo coś, czym rządzi twój ojciec? - parsknęłam, nie mogąc się powstrzymać. Musiałam się jakoś wyżyć, a przez przypadek wypadło na niego.
- Hej, wyluzuj – Roxi położyła dłoń na moim ramieniu. - Pójdę razem z nimi oglądnąć okolicę, a wy tu sobie pogadajcie – ruszyła w stronę Casss i Daniela, a gdy zniknęła z zasięgu mojego wzroku, usłyszałam jej głos– tylko się nie pozabijajcie!
- Masz to jak w banku – mruknęłam do siebie.
Nie miałam najmniejszej ochoty siedzieć z nim tutaj sama, ale co mogłam na to poradzić. Musimy działać grupowo, polegać na sobie.
- Przepraszam – rękę przyłożyłam do swojego brzucha. Bałam się tego, co chciałam powiedzieć. Nie. Bałam się tego, jak Max mi odpowie. - Nie chciałam na ciebie tak naskoczyć... Rozumiem, nie masz wpływu na to, kim jest twój ojciec. jeszcze raz przepraszam.
Pierwszy raz od dawna ujrzałam jego uśmiech. Przypomniał mi się jego pierwszy dzień w szkole, pamiętałam, że nosił wtedy koszulkę z napisem „JUST SMILE”. Widok wspomnienia także wywołał u mnie uśmiech.
- Jesteś na mnie wkurzona, nic na to nie poradzę. Też cię przepraszam, za wszystko.
- Max, przestań...
- Sharlyn, ja rozumiem. Przeze mnie cierpisz, zadałem ci tyle bólu... Chcę tylko, abyś wiedziała, że będę czekał, aż mi wybaczysz. Aż będziesz w stanie wybaczyć, o ile taka chwila nadejdzie.
- Ja... Znaczy... - próbowałam jakoś zacząć zdanie, ale Max już wstał i zaczął się rozglądać, jakby nie czekał na odpowiedź. - Ja chcę ci wybaczyć! - krzyknęłam, nerwowo pocierając dłonią o dłoń. - Tylko muszę być na to gotowa. W głębi serca wiem, że nadejdzie taka chwila, gdy odpuszczę, ale musisz poczekać. Chcę powiedzieć „wybaczam” wiedząc, że zrobiłam to tak, jak należy.
- Wiesz, zawsze.... - chłopak nie dokończył, bo usłyszeliśmy krzyki. Zza drzew wybiegła reszta naszej grupy, wymachując rękoma. Daniel pomagał Cassandrze iść naprzód. Czyżby ktoś ją postrzelił? Prawą ręką ściskała swój lewy bok, a dłoń miała całą w szkarłatnej mazi... Krwawiła. Podniosłam się, gdy Charlie krzyknął, abyśmy uciekali. Nie miałam siły biec, ale gdy pomyślałam, że mogę zaraz umrzeć, nie minęła sekunda, a ja dogoniłam Maxa. Ten złapał mnie za nadgarstek i ciągnął za sobą. Po chwili przy jego nodze pojawił się Zuko, który natychmiast zawrócił i rzucił się na przeciwników wybiegających z lasu, co na chwilę ich zatrzymało. Było ich około pięciu, niby mało, łatwo ich pokonać, ale mieli broń. Próbowali strzelać w zwierzę, ale ten robił uniki, a po chwili do wilka dołączyła się pantera, sowa, lew i jeleń. Poruszały się w zadziwiającym tempie, nawet jak na zwierzęta. Wiedziałam jednak, że nie dadzą rady całkowicie odciągnąć uwagi tych kolesi od nas, tym bardziej, ze Cass była ranna.
- Przywołaj Ivara! - krzyczał do mnie Max.
- Co mam przywołać?!
- Przywołaj Ivara, Sharlyn, nie mamy czasu!
Nie miałam zielonego pojęcia, o co mu chodziło. Jakiego Ivara? Gdy ponownie odwróciłam się do tyłu, ujrzałam, że Cass i Daniel leżą na ziemi. Musieli się potknąć.
- Cholera, nie uda nam się uciec, jeśli ona się nie podniesie. Sharlyn, Ivar! - nalegał Max, po czym podbiegł do tamtej dwójki. Spojrzałam na drugą stronę polany i przeraziłam się. Po tamtych zwierzętach został już tylko świecący pył, a automaty biegły w naszą stronę. Spanikowałam, i rzuciłam się w stronę przyjaciół. Może i polana była ogromna, a nas od nich dzielił spory kawał drogi, i tak powinni nas dogonić.
- Zo...zostawcie mnie...nie dam rady... - mamrotała Cassandra pod nosem, próbując nie zamykać powiek. Daniel objął ją w pasie, próbując pomóż jej wstać, lecz ta wydała tylko ciche jęki.
- Nie zostawię cię! Nigdy, zrozumiałaś?! Nidy! - chłopak krzyczał, a po jego policzkach spływały łzy. Całe te emocje zadziałały także na mnie, ale wiedziałam, że nie mogę płakać. Nie mogę, muszę być twarda.
- Spróbujmy razem – zaproponowałam, patrząc na Daniela, a ten tylko szybko kiwnął głową, i zaczął ją podnosić. Ja stałam z przodu, aby Cass mogła się na mnie oprzeć. Gdy już stała, a chłopak pobiegł pomóc reszcie, usłyszałam strzały, a jej ciało gwałtownie poleciało w przód, wprost na mnie. Podtrzymywałam ją, aby ponownie nie upadła. Jej głowa ułożyła się na moim ramieniu.
- Pilnuj go, Shar. Nie pozwól, by sobie cokolwiek zrobił. Musi iść dalej – wyszeptała Cass, zamykając powieki. Już nie słyszałam jej zdyszanego oddechu walczącego o powietrze. Już nie próbowała utrzymać się w pionie i iść dalej. Jej brązowy podkoszulek momentalnie nasiąknął krwią, a głowa odchyliła się do tyłu. Nikt nie widział całej tej sytuacji, bo wszyscy stali przed nami, dobijając ostatni automat, który trzymał w dłoniach broń. To on musiał strzelić.
- Hej, Cass, nie poddawaj się! - na początku mój głos był cichy i stłumiony przez szloch, ale po chwili zaczęłam krzyczeć, potrząsać ciałem Cass. - Słyszysz mnie?! Nie możesz teraz od nas odejść, nie teraz! Cassandro, słyszysz mnie?! Wstań! - mówiąc to sama opadłam na kolana, a ciało dziewczyny ponownie oparło się o moją klatkę piersiową. Moje serce biło w szalonym tempie. - Proszę... Cassandra, nie zostawiaj nas... Nie zostawiaj mnie! Natychmiast wstań! Musisz wstać, musisz! - sama już nie wiedziałam, czy mówię do niej czy do siebie. Było mnie to obojętne, straciłam kogoś bliskiego. Wtuliłam się w jej ciało, błagając, aby otworzyła oczy i znów się śmiała. Musiała przeżyć, nie mogła tak po prostu odejść.
Cass ;___; chyba jej nie usmiercisz? Bez kitu xDDD Podoba mi.się jak tak jak każdy *.* I zastanawiam się, na kogo stworzony został Daniel :> Bo Cass, Cher i Roxi wiem xD A i Charlie :o Dobra, podsumujemy. Wszystko pięknie i czekamy na więcej xDD
OdpowiedzUsuńCztery
Nie uśmiercaj Cass ;_; Czemu una? Ja tam mam przeczucie, że Shar zacznie coś tam coś tam i uwolni swoją wyjątkowość i uleczy Cass, bo tak być nie może ;_;
OdpowiedzUsuńA co do reszty to wzruszyłam się jak Daniel mówił, ze jej nie zostawi :3
Ciekawi mnie jak rozwinie się wątek Shar-Max :D
I dlaczego Shar nie pamiętała o Ivarze? Mam nadzieję, że niedługo to wyjaśnisz :P
Czekam na następny!
Wszyscy chcą, żebym żyła. YAY :3 A jeśli chodzi o rozdział... o kobieto! jak zwykle genialnie. Pozdrawiam, kocham bardzo. /Mściwa aka Cass ♥
OdpowiedzUsuńświetnie, jak zawsze :)
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle genialny : ) Tylko czemu każesz nam czekać tak długo ? Dodaj szybko kolejny ! ;** Zastanawia mnie tylko czemu Shar nie pamięta Ivara ;d
OdpowiedzUsuńHejka.
OdpowiedzUsuńCzekała,, czekałam i się doczekałam.
Czytam twego bloga od dawna ale jakoś wolałam się nie ujawniać.
Kocham blogi o takiej tematyce, które nie kierują się tematem, np. Zmierzch czy Harry Potter. Czasem liczy się poprostu pomysł. Sama planuje założyć bloga, lecz o innej tematyce.
No ale przejdźmy do rozdziału...
Przyznaje bardzo mnie zaskoczyła akcja z Cass. Jest to dobry zwrot akcji, który wzbudza w czytalnikach zapał i niecierpliwość. Miałam cichą nadzieję że między główną bohaterką a Danielem do czegoś dojdzie, ale widzę, że chłopak chyba bardziej woli Cass. Cóż, nie ja to pisze :D
Mam nadzieję, że nie będzie więcej takich przerw. Ale nie naciskam,bo wiem, że mogą być różne powody nieobecnošci na blogosferze.
Pozdrawiam i życzę weny,
Caligo.
Jak można zauważyć jest to wyczekiwany rozdział. Ale całe szczęście nasza cierpliwość została, w pewnym stopniu, wynagrodzona. Szkoda, że tak tylko wspomniałaś o tych odwiedzinach, że bardziej nie rozbudowałaś tego wątku zamiast dokładnego opisu jak to firma sprzątająca wtargnęła i po niej posprzątała :) Ciekawi mnie, dlaczego akurat teraz może wyjść. Co do wspomnianego zajścia, w którym ucierpiała Cass. Mam kilka wątpliwości. Ona została tylko postrzelona, prawda? Mam wrażenie, że jeszcze nigdy nie spotkała ich taka sytuacja, co rodzi kolejne pytania - czym oni się właściwie zajmują. Myślałam, że są jakimiś wojownikami, ale to chyba ukazuje, że jednak nie skoro po postrzeleniu już panikują i tracą głowę. Może przydałaby się taka śmierć, żeby trochę pobudzić akcję?
OdpowiedzUsuńCo do wątków romantycznych. Max i Sharlyn, hmmm tworzysz między nimi niepotrzebne i zawiłe problemy, według mnie. Daniel i Cass, właściwie mogliby być interesującą parą. Co do samego Daniela to myślałam, że będzie moim ulubionym bohaterem, ale po tym płaczliwym lamencie do odrzuconej miłości, zaczynam się zastanawiać nad jego charakterem.
Sharlyn zaczyna być coraz bardziej irytująca. W niektórych momentach wydaje się być całkiem bezmyślna, a czasami mam wrażenie, że cierpi na rozdwojenie jaźni.
Kwestia Ivara też jest nie zrozumiała, ale mam nadzieję, że zostanie wyjaśniona.
Komentarz nie wyszedł zbyt pochlebnie, ale nie musisz się przejmować . Piszę to co myślę i nie zamierzam dokładać się do stosiku tych przesłodzonych, nic nie wnoszących komentarzy, skoro może w pewien sposób mogę Ci pomóc.
Oczywiście nie wnioskuj, że rozdział mi się nie podobał. Było w nim więcej akcji niż w poprzednich i oczekuję na następny, żeby przekonać się jak potoczą się ich perypetie.
Ps. Nie twórz przerysowanych postaci, tylko nadaj im indywidualną i niepowtarzalną osobowość ;)
Pozdrawiam
dziękuję za komentarz, aż zachciało się pisać dalej. (:
Usuńdziś zamierzam skończyć następnym rozdział i rozwiać kolejne wątpliwości co do rzeczy niewyjaśnionych w tej notce.
mam nadzieję, że się spodoba.
pozdrawiam (:
Cudowny jak i poprzednie :*
OdpowiedzUsuń