poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 13

Nareszcie kolejny rozdział. Wiem, że miałam wstawić rysunki bohaterów, no ale gdzieś w połowie szkicowania Cass stwierdziłam, że nie umiem. Mniejsza z tym, nie potrafię oddać w pełni wyglądu bohaterów. Może w dalekiej przyszłości spróbuję ponownie?
Rozdział dedykuję Dominice. Wiedz, że przez długi czas będę wspominać nasze 1 spotkanie. Niech ktoś mi teraz powie, że przyjaźń przez internet nie wypali! :D


_____________________________


- Szukajcie, a znajdziecie! - wykrzyczał Charlie, przedzierając się przez kolejne chaszcze. 
- Zerkając na naszą sytuację, oraz twoją orientację w terenie, stwierdzam, iż bardziej pasuje „Szukając igły w stogu siana” - warknęła Roxi.
Błądziliśmy od dobrych paru godzin, łażąc w kółko. Przez pierwsze minuty narzekanie Roxi było dla każdego zabawne, a ona przez to coraz bardziej się wkurzała. Niestety po jakiejś godzinie wszyscy zaczęli wręcz płonąć irytacją, rzucając różne obelgi w stronę Charliego. Ten, niezrażony cała sytuacją uśmiechał się, mówiąc, że są już blisko. Według niego byli już blisko od jakiś dwóch godzin. 
- Może ktoś inny spróbowałby poprowadzić? - spytałam, mając nadzieję, że Max lub Daniel rzucą się ochoczo, chcąc poprowadzić nas do celu, lecz ci tylko wzruszyli ramionami, mówiąc, że nie pamiętają drogi.
Po kolejnej godzinie poszukiwań Cher stwierdziła, że musi załatwić swoje potrzeby, więc wlazła w krzaki, po czym krzyknęła, że znalazła jakiś domek. Okazało się, że niewielki drewniany domek nie był naszym celem, ale nikt nie miał nic przeciwko, by odpocząć. Można było rzecz, że wyglądał na zamieszkały, ale gdy tylko weszliśmy do środka, zaatakował nas odór zgnilizny i pleśni. Nie mieliśmy nawet okazji powybrzydzać. Wszyscy rzucili się na podłogę, przykrywając bluzami, czy obejmując się rękoma. Usiadłam, opierając plecy o ścianę, próbując pochwycić jak najwięcej szczegółów naszej chwilowej kryjówki. W kątach ścian roiło się od wielkich, gęstych pajęczyn, które ciągnęły się z sufitu do podłogi. Panele były niemal całkowicie porośnięte mchem, a okna pozabijane deskami. Koło mojej nogi przemknął wielki robak, wciskając się w dziurę w podłodze. Może i wszystko wyglądało na obrzydliwe, a perspektywa spania w tym miejscu równała się z koszmarem każdej nastolatki, czułam się tu bezpiecznie. Udało mi się uciec od Rady, od szaleńców, od śmierci. Przynajmniej na jakiś czas.
Odpłynęłam dość szybko, a obudziłam jeszcze szybciej. Wszyscy siedzieli w kółku, podając sobie paczkę z czipsami z rąk do rąk. Podniosłam się z ziemi, czując coś oślizgłego na mojej dłoni. Po chwili zdałam sobie sprawę, że rozgniotłam jakiegoś robaka. 
- Shar, widzę że już upolowałaś swój obiad – roześmiał się Charlie. 
Wytarłam dłoń w kępkę mchu i dosiadłam się do reszty. Zaraz dostało się do mnie opakowanie z czipsami, a ja wypchałam nimi buzię. 
- Skąd mamy pewność, że nas tutaj nie znajdą? - próbowałam mówić z pełną buzią, ale nie wychodziło to najlepiej. Na szczęście Roxi zrozumiała, o co chodziło.
- Udało nam się zneutralizować twój nadajnik, więc nie powinni mieć pojęcia, gdzie aktualnie się znajdujemy. Od wydarzeń na tamtej polanie nikt nie wzywał durali.. Nie sądzę by wysłali za nami automaty, muszą pilnować Rady. Gdyby wysłali Florystów, a ci wezwali durale, te kierowałyby się zapachem swoich towarzyszy, co, jak wcześniej powiedziałam, doprowadziłoby ich tylko i wyłącznie do tamtej polany Zanim znajdą nas w tradycyjny sposób, zdążymy zniknąć z tego lasu.
- Co do durali – zaczął niepewnie Max, zwracając się w moją stronę – dlaczego nie wezwałaś Ivara?
– Przepraszam – mruknęłam, mając nadzieję, że wszyscy mnie zrozumieją. - Nie mam zielonego pojęcia, kim jest ten Ivar.
- Co? - warknął rozdrażniony Daniel. - Jak możesz nie wiedzieć, kim jest Ivar? Robisz z nas debili?
- Nie! - krzyknęłam. - Na serio nie mam pojęcia, o co chodzi.
- Przyznaj się, po prostu nie chciałaś zawracać sobie głowy, kiedy mogłaś uciekać!
- Chciałam pomóc! Nie wiedziałam jak, ale chciałam! 
- To trzeba było przywołać Ivara!
Daniel wstał, a ja zaraz po nim. Stanęliśmy naprzeciw siebie, wrzeszcząc prawie niezrozumiałe obelgi, cali czerwoni z wściekłości. 
- Miałaś w dupie, czy komuś stanie się krzywda! Dla ciebie liczyła się tylko ucieczka!
- To, że chciałam uciec nie znaczyło, że miałam innych w nosie!
Myślałam, że chłopak zaraz rzuci się w moją stronę, próbując mnie zabić, ale ominął mnie niczym pachołka i udał się w stronę drzwi. 
- Pójdę za nim – oznajmił Max, wychodząc.
Nie miałam pojęcia dlaczego, ale chciałam pobiec za Danielem i przywalić mu parę razy. To tak, jakby osądził mnie o zdradę, wykorzystywanie innych dla własnych korzyści. To nie ja wymyśliłam tą ucieczkę, tylko oni. Zdenerwowana ponownie usiadłam, przyciągając nogi do klatki piersiowej o opierając brodę o kolana.
- Powinniśmy to jakoś wytłumaczyć – szeptała pod nosem Roxi. - W końcu ktoś kiedyś też musiał zapomnieć o swoim duralu...
- Może jednak zrobiłam to specjalnie, co? Bo wiesz, po co miałabym się przemęczać przywoływaniem jakiegoś pieprzonego durala, skoro mogłam uciekać w podskokach!
- To, że drzecie się z Danielem na siebie, nie oznacza, że musisz to na nas przenosić – warknęła, wlepiając we mnie swój wzrok.
- I wy się zamknijcie! - krzyknął Charlie, wyrzucając paczkę z czipsami w powietrze. 
- Po dłuższych zastanowieniach nie przypominam sobie, by komukolwiek zdarzyło się coś takiego, jak Sharlyn... - oznajmiło cicho Cher. Gdyby się nie odezwała, zapomniałabym, że nadal tutaj była. 
- Wszystko jasne – dodała Roxi.
- Fakt, że nie macie pojęcia czy coś takiego się kiedyś zdarzyło ma oznaczać, że was okłamuję?
- Na pewno nie byłabyś pierwsza, którą to spotkało.
- Fajnie wiedzieć – rzuciłam, podnosząc się z podłogi i biorąc do ręki mój plecak.
- Gdzie idziesz – zapytał już rozkojarzony Charlie. Siedział, podtrzymując głowę ręką.
- Nie mam ochoty siedzieć z osobami, które sądzą, że specjalnie im nie pomogłam, tylko po to, aby wszyscy zdechli na tej polanie.
- Przestań, to dziecinne – odrzucił.
- Podobno cała jestem dziecinna, więc nawet pasuje. 
Wychodząc z rudery złożonej z drewnianych desek słyszałam krzyki. Mało obchodziło mnie, co teraz mają do powiedzenia. Nie chciałam, żeby ktokolwiek ginął. Gdybym umiała, pomogłabym im. Floryści, którzy nie umieją sobie poradzić z automatami. To było dość ciekawe, stworzyli coś, a nie wiedzą, jak to unieszkodliwić. Gdzie tu sens. 
Brnęłam dalej w gąszcz, nie mając pojęcia, czy zbliżam się do Rady, czy oddalam jeszcze bardziej. Czułam, że moja orientacja w terenie równa się z umiejętnościami Charliego. Miałam nadzieję, że nie natknę się przypadkiem na Maxa i Daniela, ale zdałam sobie sprawę, że odeszłam zbyt daleko, by ich spotkać. 
Gdy zaczęły boleć mnie nogi, oparłam się o konar jednego, z większych drzew, pozwalając osunąć się ciału na ziemię. Moje życie w parę dni zmieniło się nie do poznania. Byłam niczym bohaterka książki, zwykła nastolatka, która przez przypadek odkryła swoje prawdziwe ja. Następnie opanowuje swoje nadprzyrodzone moce, aż w końcu okazuje się, że jest kimś. Kimś ważnym dla wszystkich dookoła, kimś, kto ma zniszczyć zło na świecie. Po wielu trudach i walkach udaje jej się pokonać wroga, przy okazji zdaje sobie sprawę, że nowe życie jest czymś, na co od dawna czekała. Przygodą, pozwalającą dostrzec prawdziwe piękno świata, zaakceptować samą siebie, zdobyć prawdziwych przyjaciół. Moje życie przypominało powieść, a przynajmniej część życia. Zdecydowanie wolałam czytać takie historię, niż być taką historią. Jak to ktoś kiedyś powiedział: „W końcu właśnie tego szukamy w książkach: wielkich uczuć, które nigdy nie stały się naszym udziałem, i wielkiego bólu, którego łatwo się pozbyć, zamykając książkę.” Niestety ja nie potrafiłam zamknąć własnej książki, odcinając się od bólu. Na nic czekanie na szczęśliwe zakończenie, jeśli sama go nie stworzę. Właśnie. To ja byłam autorem mojej historii, ja ją kształtowałam, lecz z pomocą innych ludzi. Moje wybory nie tylko wpływały na moje życie, jak i na innych. Moje upadki i moje wzloty dzieliłam z piątką innych bohaterów. Nie mogłam ich tak po prostu opuścić. Prawdziwa bohaterka, mimo kłótni, nie uciekłaby od swoich kompanów. 
Pełna determinacji podniosłam się, błagając kogoś, kto zarządza tym światem, aby pozwolił mi wszystko wytłumaczyć. Chciałam, aby sprawa z tajemniczym Ivarem się wyjaśniła. Prosiłam, abym mogła wrócić do tamtej rozpadającej się chaty, i by inni uwierzyli, w to, co mówiłam. 
Nie wiedziałam, czy Bóg istnieje, albo chociażby ktoś, kto utrzymuje tutaj ład i porządek. Jeśli ktoś taki był, aktualnie byłam pewna, że w tej chwili żartował sobie ze mnie. Kolejne godziny spędzone na włóczeniu się mijały. Pogryziona przez komary, cała w pajęczynach, marznąca, z trudem wlokłam się przez błoto. Zatrzymały mnie męskie głosy. Gwałtownie obróciłam się dookoła, próbując zlokalizować miejsce, z którego one dobiegały. Gdy już byłam pewna, puściłam się pędem w tamtą stronę. Ku mojemu zaskoczeniu nie był to ani Max, ani Daniel, ale ktokolwiek, kogo znałam. Dwójka mężczyzn niosła coś zawiniętego w czarną chustę. To coś było ogromne, a oni z trudem stawiali kroki. Kucnęłam, chowając się za wielkimi krzakami. 
- Szef mówił – zaczął jeden, sapiąc – że musimy to cholerstwo zakopać.
- Gdzieś mam, co mówił szef. Rzućmy to na ziemie, i spieprzajmy, póki jest w miarę jasno.
Usłyszałam trzask gałązek, a wielki pakunek wylądował na ziemi. Mężczyźni zaraz zniknęli w mgle. 
Zastanawiałam się, czy powinnam podejść i zobaczyć, co wyrzucili, czy powinnam uciekać. Ostatecznie ciekawość wygrała, a ja stąpając powoli podeszłam bliżej chusty. Chwyciłam palcami za jeden z rogów, i lekko odchyliłam. Szybko przymknęłam oczy. Światło bijące of tego przedmiotu było zbyt jasne. Po chwili podjęłam drugą próbę, odrzucając całą chustę w drugą stronę. Srebrzysta poświata lisa mieszała się z szkarłatną krwią na jego futrze, które nieregularnie podnosiło się do góry, aby po chwili opaść.
__________________________________________________

Każdego czytającego prosiłabym o pozostawienie komentarza. (": 

5 komentarzy:

  1. Jak zawsze świetnie! Zaskoczyłaś mnie z tą kłótnią, czyżby Daniel miał jakiś nerwowy okres w swoim życiu? No i co z Ivarem? Dlaczego tak się stało? Czekam z niecierpliwością na kolejną część. Życzę ci weny i nowych, równie świetnych pomysłów :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham tą historię! I sposób w jaki piszesz! Oby tak dalej! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne, jak zawsze. Już nie mogę doczekać się następnego :)

    OdpowiedzUsuń