no i mamy kolejny rozdział! nie uważam, by jakoś się wybijał, ale musiałam jakoś lekko wprowadzić akcję dla przyszłych rozdziałów. czeka was mała rewolucja, wrzask, łzy i zgrzytanie zębów! być może śmierć również zawita, ale to się okażę. (:
liczę na wasze komentarze!
ps. pozdrawiam Mściwą <3
ps. pozdrawiam Mściwą <3
-Co teraz? - zdezorientowana zapytałam Daniela, lecz on całą uwagę skupił na mojej dłoni.
-
Wiesz, ile to daje możliwości? Możesz wejść do każdego
pomieszczenia strzeżonego przez Radę...
-
A co z tym twoim kolczykiem w uchu. Myślałam, że to działa
podobnie.
-
Kolczyk służy do identyfikacji osoby, pobierania danych osobistych
przez automaty, to coś innego niż ten pierścień. Musiał należeć
do kogoś ważnego, Rada tak po prostu nie rozdaje takich rzeczy na
prawo i lewo.
Próbowałam
stanąć na palcach u nóg i wyślizgnąć się z celi, leczy gdy
podciągałam się zdawałam sobie sprawę, że nie mam wystarczająco
dużo siły. Obrzuciłam Daniela poirytowanym spojrzeniem i
zapytałam.
-
Mógłbyś mi pomóc?
-
W swoim czasie – odpowiedział. - Teraz oddaj pierścień.
-
Co?! Dostałam go po to, by uciec, i nagle mam go tobie oddawać?
Oszalałeś.
-
Chcę ci pomóc, ale ty nie umiesz współpracować...
-
Ciekawe, co ty byś zrobił na moi miejscu, geniuszu.
Chłopak
przymknął się na chwile po czym skupił swój wzrok na mojej
twarzy. Niebieskie oczy wyglądały tak, jakby chciały wniknąć w
głąb moich myśli. Mina Daniela spoważniała, kucając przeniósł
ciężar z nogi na nogę, a później mocno ścisnął moją dłoń.
Pomyślałam, że chce siłą zabrać pierścień, ale po chwili
zdałam sobie sprawę, że był to przyjacielski uścisk, dodający
otuchy. - Wiedz, że nie pozwolę ci tu gnić. Chcę pomóc, bo wiem,
że sam mógłbym się kiedyś znaleźć w tak beznadziejnej
sytuacji. Obiecuję ci, że wrócę i skopie tyłki wszystkim, którzy
spróbują przeszkodzić w ucieczce.
-
To dość poważna obietnica.
-
Wiem – odpowiedział chłopak. - Dlatego jeśli jej nie spełnię
masz pełnoprawne prawo wyznać, że też posiadam moc.
Uśmiechnęłam
się ponuro.
-
Nigdy nie skazałabym nikogo na takie męczarnie, nawet jeśli
zjadłby ostatnią porcję lodów na całym świecie.
-
Jak już zjem te lody, to pogadamy – Daniel mrugnął okiem, po
czym puścił moją rękę, którą wsunęłam z powrotem do celi.
-
Dlaczego nie mogę teraz uciec?
-
Masz nadajnik gdzieś w sobie.
Odruchowo
chwyciłam się karku. Cholera, jak ja mogłam o tym zapomnieć...
-
Gdybyś uciekła, nie odeszłabyś nawet paru metrów, a urządzenie
uległoby autodestrukcji rozrywając twoje ciało na kawałeczki.
Podzieliłabyś losy tamtego szczura.
Wspomnienia
z tamtej sytuacji zaczęły do mnie wracać, wywołując odruchy
wymiotne.
-
Bolesne macie tu metody. Powiedz mi w takim razie, jak ja stąd
wyjdę?
-
To zostaw mnie. Jeśli pożyczysz mi pierścień postaram się
pomyszkować po strzeżonych piętrach.
Pomyszkować,
szczur, krew... Ohyda. Oczywiście nie powiedziałam tego, o czym
właśnie myślałam, tylko uśmiechnęłam się ochoczo. Chłopak
chyba wyczuł sarkazm w moim głosie, bo nie odwzajemnił uśmiechu.
Przysiadł na trawie, krzyżując nogi.
-
Słyszałem, że inni chcą cię dziś odwiedzić... Wiesz, reszta
twoich przyjaciół.
-
Proszę, nie określaj ich słowem „przyjaciele”.
Daniel
tylko westchnął, po czym przeczesał włosy swoją dłonią.
-
Też im kiedyś ufałem. Może wyżalanie się tobie będzie
bezsensowne, ale jakoś muszę zyskać twoje zaufanie, prawda?
Pokiwałam
tylko zachęcająco głową, czekając, aż ponownie zacznie mówić.
To był wspaniały moment, aby dowiedzieć się czegokolwiek o nim, o
jego życiu, uczuciach. Koleś wie stanowczo za dużo o mnie, czas na
jakiś rewanż.
-
Lubiłem ich wszystkich, na serio. Mimo że nie wiedzieli, że
posiadam moc. Traktowali mnie jak każdego innego
Floryste. Byli najbardziej wartościowymi ludźmi, jakich znałem, aż
w końcu pojawiłaś się ty. Nie wierzyłem, że zrobili coś takiego.
-
Znasz ich wszystkich? Maxa, Cher, Roxi, Charliego i Cassandre?
-
Cass w szczególności – zaśmiał się chłopak. - Byłem w niej
zakochany przez rok, a może nadal jestem? Sam nie potrafię w takiej
chwili określić tego, co czuję. Wiem, że ją lubię, ale problem tkwi w jej czynach.
-
Pamiętam, jak pomogła mi w szkole, złamała Lenie nos jednym
uderzeniem.
-
Kim jest Lena? - Daniel spojrzał na mnie marszcząc brwi i
przekręcając głowę w bok.
-
Długa historia. Powiedzmy, że była moim koszmarem od roku.
-
Właśnie za to lubię Casandre. Jest cholernie impulsywna, walczy o
to, co uważa za ważne. Przynajmniej walczyła...
Miał
rację, pewnie gdybym spędziła z nią więcej czasu odkryłabym
jeszcze więcej pozytywnych cech, niż widziałam teraz. Niestety
wszystkie pozytywy jej osoby, i nie tylko jej, ale i innych,
zasłoniła zdrada. Czułam, jakbym miała się zaraz rozpłakać.
Ból wewnętrzny zaczął miażdżyć moją klatkę piersiową,
wnikając w każdy zakątek ciała, powiększając cierpienie.
Jedyne, co w tamtej chwili czułam była samotność. Zaufałam im
wszystkim, pozwalając wkroczyć do mojego życia, zadomowić się w
moim świecie. Nawet uważałam ich za przyjaciół, którzy w każdej
chwili byliby gotowi ratować mój tyłek z tarapatów. Czy zbyt
szybko pozwalam ludzi włączać się do mojej codzienności, chcąc czuć się potrzebna?
-
Chyba musisz już iść – zerknęłam na Daniela, którego nie
zadziwiły te słowa. Pragnęłam być sama, a on to rozumiał.
Ściągnęłam z palca pierścień po czym rzuciłam go w stronę
chłopaka. Pierścionek upadł na trawę, nie wydając żadnego
dźwięku.
-
Trzymaj się Sharlyn – Daniel podniósł drogocenny przedmiot, po
czym wstał i ruszył w nieznaną stronę. Gdy już prawie zniknął
w oddali, odwrócił się i krzyknął – pamiętaj, że wrócę!
-
Wierzę ci – szepnęłam sama do siebie.
***
-
Cholera, jak możecie trzymać ją w takich warunkach, tępe osły?!
- usłyszałam krzyk i natychmiastowo zerwałam się z podłogi.
-
Cass, wyluzuj, myślisz, że będą o nią dbać, skoro i tak ma
umrzeć? - kolejny znajomy głos. Tym razem rozpoznałam Charliego.
-
W sumie to mogliby jej chociaż posprzątać, do tego ta krew na
korytarzu... sama zaraz puszczę pawia – dodała Cher.
-
Czego chcecie – parsknęłam w ich stronę.
-
Zmężniałaś, podoba mi się to – odpowiedziała Cassandra. - Co
nie zmienia faktu, że na sam widok można zwrócić całe śniadanie.
Do tego strasznie tu śmierdzi!
Początkowo
nie zwracałam uwagi na odór w celi, był on po prostu kolejny
tragicznych dodatkiem w moim życiu. Próbowałam go ignorować,
zatykając nos, lecz po paru godzinach przyzwyczaiłam się do
smrodu.
-
Jesteśmy tu żeby wykonać zadanie – oznajmił Charlie, po czym
zaczął się do mnie zbliżać. Z każdym jego krokiem w przód
następował mój krok w tył. Po jakiś 3 ruchach oparłam się
plecami o ścianę. - Nie bój się, chcemy pomóc.
-
Już raz chcieliście mi pomóc, za dobrze to się nie skończyło.
-
Ludziom daje się drugą szansę. - powiedziała cicho Cher,
spuszczając głowę w dół.
Charlie
gwałtownie chwycił za moje ręce, nie dając możliwości ruchu.
-
Ty dupku, puść mnie! - krzyknęłam, ale on tylko uśmiechnął się
krzywo, po czym przerzucił mnie przez swoje ramię. Uderzyłam głową
o posadzkę, co mnie przyćmiło. Miałam ochotę przywalić mu w
twarz, lecz świat przede mną zaczął się rozmazywać.
-
Skoro z nami nie współpracujesz, musisz cierpieć – dodał
chłopak, po czym obrócił mnie niczym naleśnika smażonego na
patelni. Leżałam na brzuchu, a on przygniótł mnie swoim
ciałem.
-Jesteś
zbyt agresywny – odezwała się po chwili Cassandra, po czym
przykucnęła obok mnie. Ręką dotknęła mojego policzka – będzie
dobrze, zobaczysz.
-
Teraz zamknij oczy – doradziła Cher.
Nie
miałam siły, by się im stawiać, to i to polecenie wykonałam.
Leniwie przymknęłam powieki po czym rozluźniłam mięśnie. Coś
zimnego dotknęło mojego ciała. Zdecydowanie nie była to ręka
Charliego. Kiedyś już dotykałam czegoś takiego... Musiałam sobie
tylko przypomnieć. Po chwili byłam już pewna, co chłopak trzymał w ręce.
-
Postaram si to szybko załatwić, ale przygotuj się na ból – po
tych słowach Charlie przyłożył skalpel w miejsce, gdzie
prawdopodobnie był nadajnik. Lekko naciął skórę, a ja poczułam
krew spływającą po mojej szyi. Zacisnęłam wargi, próbując powoli oddychać. Gdy przed moim nosem powstała mała kałuża krwi, wiedziałam, że widok tamtego szczura przez długi czas nie opuści mojej głowy.
-
Stop, stop, stop, stop! - usłyszałam wrzask Daniela, a stal
odsunęła się od mojej skóry.
-
Co tu robisz?! - krzyknęła cała trójka naraz.
Chłopak kucnął przy dziurze w ścianie.
Chłopak kucnął przy dziurze w ścianie.
-
Tak tego nie załatwicie, nadajnik się zrośnięty z ciałem. Tylko
pogorszycie całą sytuację.
Charlie
wstał, kierując skalpel w stronę chłopaka. Nie wyglądał na
przyjaźnie nastawionego. Wtedy i ja się podniosłam, z trudem
utrzymując równowagę. Gdy już miałam upaść, Cher złapała
mnie w ostatnim momencie. Daniel wsunął się przez okno do celi, po
czym podniósł ręce na wysokość klatki piersiowej, gotowy do
ataku. Fakt, że nic mu się nie stało zadziwił wszystkich - oprócz mnie.
-
Może zależy nam na tym samym. Chcę, aby dziewczyna przeżyła i
będę o to walczył, więc jeśli jeszcze raz zbliżysz się do
niej, obiecuję, że połamie ci wszystkie kości.
-
Skąd to wiesz? - zapytała Cassandra – skąd wiesz, ze przez to ją
zabijemy?
-
Po prostu wiem. Cass, zaufaj mi.
Dziewczyna
westchnęła, po czym położyła dłoń na ramieniu Charliego. Ten
opuścił skalpel i odwrócił się przodem do mnie, posyłając elektryzujące spojrzenie.
-
Rana nie jest głęboka, zrobiłem tylko lekkie nacięcie, powinna
się zagoić bez problemów.
Kiwnęłam
głową na znak zgody. Zaczęłam odzyskiwać przytomność, więc
podziękowałam Cher za pomoc.
-
Pójdę oznajmić Maxowi i Roxi, że nasz plan się nie powiódł -
powiedział Charlie, po czym wyszedł z celi razem z Cher,
która wysłała mi pocieszający uśmiech.
Nastąpiła chwila ciszy, która postanowiłam przerwać.
Nastąpiła chwila ciszy, która postanowiłam przerwać.
-
Oni też maczali w tym palce? Dlaczego ich tu nie było?
-
Chcieliśmy cię stąd wydostać, mieliśmy plan, my wycinamy
nadajnik, oni załatwiają bezpieczną ucieczkę, no ale zjawił się
Daniel i diabli wzięli naszą organizację - tłumaczyła Cass. -
Jakim cudem udało ci się tu wejść?
Chłopak
pokazał palec, na którym znajdował się pierścień. Dziewczyna
westchnęła, po czym podeszła bliżej Daniela.
-
Mogłaś zginąć - powiedział, a ona się tylko uśmiechnęła.
-
Ty też.
-
Nie wybaczyłbym sobie tego.
-
Ja też.
-
Ekhm, ja tu jestem - postanowiłam przypomnieć im o swojej
obecności. Stałam podpierając się o ścianę lewą dłonią, a
prawą przyciskałam ranę na karku. Czułam się niekomfortowo przy
automatach. Wiedziałam, że nie są w stanie niczego usłyszeć,
mimo to martwiłam się o nich. Co, jeśli ktoś się dowie, ze
chcieli mi pomóc i przez to zostaną ukarani? Poza tym coraz więcej
rzeczy wskazywało, że Max naprawdę chciał mi pomóc uciec. Nigdy
nie sądziłam, ze tyle spraw może się pokomplikować w tak krótkim
czasie.